Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_2002000000184
Tytuł:
Wydawca: W.A.B.
Źródło: Czwarte niebo
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Mariusz Sieniewicz,  
Data publikacji: 2003
Cwaniaczkowaty cherub z pyszczkiem ryby zjawiał się najczęściej około czwartej po południu. Sfruwał do otwartych okien i odgrywał swój popisowy numer. Tym, którzy patrzyli na świat spod przymrużonych powiek, ze zręcznością krawieckiego mistrza supłał rzęsy. Palącym papierosy zaszywał usta niebiańską dratwą. Tym, którzy pili herbatę i obcinali paznokcie, tworzył między palcami błony z anielskiej śliny. Kobelskiemu zszywał nogawki spodni, więc stara cezetka gasła po psim kichnięciu.
Cherub był ochroniarzem kamienicy. Bo dzisiaj nie ma już stróżów - dzisiaj są ochroniarze. Tamten na górze stwierdził, iż nieopatrznym słowem czy gestem lokatorzy mogą się dorobić manka w Jego księdze rachunków. Taki Zygmunt Drzeźniak miał jeszcze czas. Mógł sobie spokojnie przeklinać los, mógł się "wprowadzać" i "wyprowadzać", mógł do woli olewać Tamtego. Ale reszta? Przecież komornika do ich mieszkań nie wyśle. Tamten domagał się ich dusz. Dusz steranych życiem i ogorzałych w spiekocie trosk. Liczył się wiek, a im dusza starsza, im więcej życia zaznała, tym była cenniejsza! Czym jest płochliwa duszyczka dziesięcioletnia wobec duszy pięćdziesięcioletniej czy siedemdziesięcioletniej ? Zielonych bananów małpa nie zje, prawdziwy facet do samochodu z niedotartym silnikiem nie wsiądzie. A baba na podbój libido piętnastoletniego kogutka z krostami na plecach też nie ruszy. Identycznie jest z duszami i Tamtym. Czynił więc cherub wolę Tamtego. Pilnował, by ryja nie darli, gał nie wytrzeszczali i łap nie wpychali, gdzie nie trzeba. Rybi pysk mówił wszystko - cherub był twardzielem. Na wiele godzin nic nie mogło zakłócić zaklętego letargu. Dopiero gdy słońce ocierało się o krawędzie dachów, cherub rozcinał błony, rozsupływał rzęsy, rwał szwy i ulatywał do nieba. Zapewne zdać sprawę Tamtemu. A żeby nikt nie usłyszał jego raportu, zaciągał na niebo kotarę z gwiazd lub dźwiękoszczelną watę chmur.
Jeżeli natomiast zapach perfum był zbyt natrętny, cherub pozostawał dłużej. Na węch trafiał do okna i podglądał lokatorów. Gdy coś między nimi zaczynało iskrzyć, od razu przechodził do uderzenia. Zręcznie wychuchiwał na szybach odpowiednie postacie - ludzkie zmory z anielskiego oddechu. Jeśli to była wdówka lub mężatka, na szybie pojawiał się obraz małżonka z tak groźnym marsem na czole, że z jej piersi uchodziło powietrze. Ciało stawało się zszarzałe, znikała jędrność, gasł powab. Jeśli to nie