Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_2002000000178
Tytuł:
Wydawca: W.A.B.
Źródło: Mojry
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Marek Soból,  
Data publikacji: 2005
I przynieś nam jeszcze wody z miodem.
Pamiętam, kiedyś był taki rok, że nie mogliśmy się z Henrykiem wybrać na żagle, bo on cały czas podróżował po Europie, ale tak bardzo już tęskniliśmy za jeziorem, za wiatrem, że w ostatnie dni lata w końcu pojechaliśmy. To był bardzo piękny i ciepły wrzesień, ale kiedy zatrzymaliśmy samochód przy kei, kiedy wyładowywaliśmy rzeczy, zaczęły się zbierać chmury i widać było, że zaraz będzie burza, taka naprawdę wielka burza po wielu tygodniach letnich upałów. Wszyscy uciekali z wody, przez cały dzień raczej nie wiało i jezioro było spokojne, ale wtedy wiatr ustał zupełnie, więc oni zrzucali żagle i płynęli na silnikach albo nawet na pagajach, ale my byliśmy już tacy spragnieni, że nie mogliśmy dłużej czekać. Pamiętam, jak biegłam na bosaka po pomoście, po szorstkich , nagrzanych słońcem deskach. Rzuciliśmy worki na łódkę i Henryk na przekor tej ciszy postawił żagle, i wtedy nagle powiało. Odbiliśmy od kei, a wiatr się wzmagał, był coraz mocniejszy i mocniejszy, zrobiło się ciemno i z tych granatowych chmur lunęła woda. Jezioro, dotąd gładkie jak stół, zagotowało się całe od wielkich kropel deszczu. Wiatr był bardzo mocny, a my mieliśmy podniesione oba żagle, na motyla, jeden po jednej, a drugi po drugiej stronie łódki, i szybowaliśmy prawie nad ta gotująca się woda, zupełnie sami, bo wszyscy uciekli przed burza, a ona w końcu przeszła bokiem, powiało mocno i wylało się kilka chmur, ale nam, prawdę mówiąc, było wszystko jedno. Kiedy tak staliśmy razem, objęci, w sztormiakach, zalani strumieniami wody, w pozornej ciszy, bo kiedy łódka płynie pełnym wiatrem, to chociaż mknie po wodzie, na pokładzie nie czuć, że wieje, można by niemal zapalić świeczkę, gdyby nie padało, więc gdy wtedy tak staliśmy, to byłam najszczęśliwsza na świecie. Wydawało mi się, że cały świat nagle ułożył się w najpiękniejszy możliwy układ, w jakaś taneczna figurę, i ja mam tę jedna, jedyna w całej wieczności okazję oglądania tego, tylko ja i Henryk, i nikt więcej.
A może dokładnie trzydzieści lat wcześniej, dokładnie tego samego dnia, dokładnie o tej samej godzinie, co do minuty i sekundy, leżałam na piachu, a oni mnie kopali, może los jest tak ironiczny, że to było dokładnie, co do sekundy, trzydzieści lat wcześniej, mogło tak być, ale kto by tam pamiętał, to wszystko zlało się w jeden długi, koszmarny dzień, nawet nie wiem, którego roku co się zdarzyło, a co dopiero mówić o dniach.