Dane tekstu dla wyniku: 4
Identyfikator tekstu: IJPPAN_PolPr_GKc01735
Tytuł: Chłopcy z Alwerni
Wydawca: "Polskapresse". Oddział "Prasa Krakowska"
Źródło: Gazeta Krakowska
Kanał: #kanal_prasa_dziennik
Typ: #typ_publ
Autorzy: BANASIK-KOSOWSKA Edyta,  
Data publikacji: 2003-07-26
To nie jest film o mnie - zapewnia Mikołaj Grabowski
Dokument inscenizowany - ten rzadki gatunek realizowała w Alwerni ekipa telewizyjna pod okiem reżysera Konrada Szołajskiego. Film początkowo miał opowiadać o dzieciństwie i twórczości Mikołaja Grabowskiego, dyrektora ds. artystycznych Teatru Starego w Krakowie wywodzącego się z Alwerni. Główny bohater nie zaakceptował jednak scenariusza. Twierdzi, że film jest karykaturą i nie zgodzi się na jego emisję. Film pt. "Chłopcy z Alwerni, czyli szkic do portretu artystów" będzie się składał z dwóch warstw. Pierwsza to fragmenty przedstawień teatralnych Mikołaja Grabowskiego, z udziałem jego brata Andrzeja i krakowskich aktorów. Druga warstwa to inscenizowane wydarzenia z dzieciństwa i młodości przeżywanej w latach 50. i 60. w małopolskim miasteczku, realizowana w Alwerni przy dużym udziale mieszkańców. Oblężenie klasztoru W styczniu br. pozyskano środki na film z TVP S.A. Okazało się jednak, że Mikołaj Grabowski jest bardzo zajęty, więc warszawski reżyser sam odwiedzał Alwernię od lutego do czerwca. Poznał miasto i dziesiątki opowieści mieszkańców, które sprawiły, że zmodyfikował scenariusz o miejscowe anegdoty. Szczególnie dużo wniosła do filmu znajomość z ojcem Leoncjuszem, który był gwardianem w Klasztorze o.o. Bernardynów w najtrudniejszych latach - 1949-1960. Obecnie ojciec Leoncjusz mieszka w Piotrkowie Trybunalskim, ale przyjechał do Alwerni, by pomóc przy realizacji filmu. Okazało się, że jest świetnym aktorem - na początek wcielił się w postać duchownego, który spowiada młodego chłopca. - Ojciec Leoncjusz ma obecnie 86 lat, ale jest nadal bardzo energiczny. Pod jego możliwości zmieniliśmy scenariusz, tak, że klasztoru zamiast 30-latka broni stary, doświadczony kapłan. Atakują zaś młodzi, prymitywni ludzie, przedstawiciele nowej, narzuconej władzy. Zakonnik - zgodnie z rzeczywistością - wygrywa z UB. Ojciec Leoncjusz, osoba niezwykle poważana w Alwerni, krok po kroku przeistaczał się w aktora. Któregoś dnia nie poszedł odprawić mszy, ponieważ w tym samym czasie trwały zdjęcia. Wieczorem przy kolacji ojciec gwardian na w pół żartobliwie zwrócił mu uwagę, że o. Leoncjusz robi się bardziej aktorem niż księdzem, a on na to odparł, że tym razem więcej osób czekało na niego na planie niż w kościele. Opowieść o żabie Mieszkańcy Alwerni przyjęli entuzjastycznie wieść o tym, że mogą wystąpić w filmie. Wyszperali na strychach stare ubrania i eksponaty z lat 40. i 50., które mogły się przydać do odtworzenia klimatu epoki. Chętnych do gratisowego statystowania było więcej niż możliwości. Na ekranie pojawi się około 100 osób. Wykorzystano 300 kostiumów z Teatru Słowackiego w Krakowie. W filmie zagrali m.in. Andrzej Grabowski, Anda Rottenberg, Urszula Popiel, Jerzy Goliński, Małgorzata Krochmal-Bielska. W role głównych bohaterów wcielili się Jakub Biel, alwernianin, grający w miejscowym teatrze szkolnym oraz Rafał Fudalej, licealista z Krakowa, który statystuje w Teatrze Starym. Rafał, podobnie jak Mikołaj Grabowski, jest refleksyjny, spokojny, a Kuba - spontaniczny, otwarty - tak jak Andrzej. W filmie można zobaczyć wiele scen, które utkwiły w pamięci mieszkańcom miasta. Jest m.in. słynny odpust, zwany strzelanką zaczynający się nabożeństwem i procesją, a kończący się tańcami i bijatyką. Jedną z zabawnych opowieści mieszkańcy Alwerni przypisują raz Andrzejowi, raz Mikołajowi Grabowskiemu. Prawdopodobnie dotyczy młodszego z braci, który przez cały dzień pomagał ojcu Leoncjuszowi przy sianokosach. Nazajutrz chłopiec miał mieć sprawdzian. Przyznał się duchownemu, że jest słabo przygotowany i może opowiedzieć tylko oÉ żabie. Ojciec Leoncjusz poradził mu, żeby spokojnie poszedł spać, bo dobre uczynki - jak praca dla klasztoru - są nagradzane. Sam zaś zadzwonił do nauczycielki i poprosił, by zapytała chłopca o żabę. Tak też się stało. Był bardzo szczęśliwy, że zdarzył się cud. Chcą mnie ośmieszyć W ogrodzie przy rynku kręcono scenę "erotyczną", w której starszy z braci, podglądany przez młodszego, próbuje wkraczać w męskie życie z posługaczką klasztorną. Ta scena znalazła się w scenariuszu na podstawie opowieści ojca Leoncjusza i mieszkańców. Mikołaj Grabowski jest nią oburzony, podobnie, jak kilkoma innymi scenami, które w rzeczywistości nie zostały nakręcone. - Z Szołajskim ustaliliśmy zupełnie inny scenariusz - 9 lub 10 scen, których miałem być bohaterem i narratorem. Po jakimś czasie przedstawił mi inny scenariusz, którego nie zaakceptowałem, podobnie jak kolejnych wersji. Z tych scen, które ja pamiętam z dzieciństwa, wynikał jakiś morał - wyjaśnia Mikołaj Grabowski. - Szołajski postanowił zrobić film o mnie beze mnie. Wyrzucił mnie z planu, w efekcie czego nie brałem udziału w filmie. TVP miała dać pieniądze na inny film, więc nie wiem czy za ten zapłaci. Ta sytuacja jest dla mnie smutna i bolesna, bo chciałem oddać hołd miejscowości, w której się wychowałem. Utrudniał pracę Szołajski twierdzi, że Grabowski nie musi zaakceptować scenariusza. Film powstanie bez jego zgody, bo nie będzie opowiadał wyłącznie o nim. Poza tym Grabowski kilkakrotnie utrudniał mu pracę będąc pod wpływem alkoholu. Nie mógł znaleźć z nim wspólnego języka. - Długo pracując z Mikołajem doszedłem do wniosku, że na pewnym etapie jego udział był niezbędny, ale później w wielu sytuacjach był niepotrzebny, a wręcz szkodliwy, bo Mikołaj zwracał uwagę na szczegóły, które dla przeciętnego widza, nie znającego wielu domowych zdarzeń z domu Grabowskich, byłyby zupełnie niezrozumiałe. Nie chodzi mi o dokładne odtworzenie zawikłanych historii rodzinnych, ale o pokazanie atmosfery Alwerni, wpływu klasztoru na życie chłopców i ciekawych tradycji tego miasteczka, z których wynikła teatralna stylistyka niezwykłych scenicznych dokonań Mikołaja i Andrzeja - tłumaczy reżyser. Fabularyzowany dokument "Chłopcy z Alwerni" będzie gotowy jesienią. Ostatecznie TVP zdecyduje, gdzie go pokazać, bo współfinansuje projekt wraz z Ministerstwem Kultury. (Przewidziano na ten cel 200 tys. zł.) Edyta BANASIK-KOSOWSKA W filmie wystąpiła nasza redakcyjna koleżanka - autorka tekstu. Wcieliła się w postać hrabianki wywodzącej się z Szembeków, mających dwór w Porębie Żegoty. Miała godzinę na nauczenie się powożenia bryczką z konikiem polskim.