Niezbyt liczni komuniści, którzy właśnie mieli się rzucić, jak co roku, do ucieczki, stali zdumieni. Tu i ówdzie opuszczono czerwone sztandary, żeby lepiej widzieć, co się dzieje. Ale nic się nie działo.
Na czele pochodu stał z ogromnym
czerwonym sztandarem
stryj Mietek. Wszyscy policjanci poznali w nim syna dziadka Antoniego. Nikt nie miał zamiaru uszkodzić stryja i narazić się funkcjonariuszowi z komendy Wilna. Stali więc, a w tym czasie niejaki Filemonowicz pędził po dziadka na Dominikańską.
Minęło ponad pół godziny, nim zjawili się obaj, bardzo zasapani i przejęci. Następnie dziadek aresztował stryja, który wyciągając dłonie ku kajdankom, wołał:
|