Wszystkie przygotowania skończone. Zawodnicy grupują się przy odskoczni, bo od skoków rozpoczną się rozgrywki. Trębacze z długimi, wąskimi trąbami ustawiają się po bokach startu. Niecierpliwość i oczekiwanie drży we wznoszonych okrzykach.
Wreszcie głośne: "Jadą, jadą!" rozładowuje napięcie. To na wspaniałym białym koniu w otoczeniu starszyzny wojskowej w towarzystwie wodzów oddziałów germańskich i celtyckich - Gannikusa i Kastusa - nadjeżdża Spartakus. Głos trębaczy, którzy dmą co sił w płucach w długie trąby, ginie we wrzasku wielotysięcznych wiwatujących tłumów. Spartakus unosi rękę powitalnie i uśmiecha się. Ostre rysy twarzy podobne do granitowego posągu łagodnieją i miękną, oczy są pełne ciepła i radości. Nie nikną tylko dwie pionowe zmarszczki tworzące trójkąt na czole u nasady nosa. Przedwczesna siwizna na skroniach jasnym srebrem
odcina
się od ciemnej twarzy.
Wodzowie zajmują miejsca na przygotowanej dla nich trybunie. Wiwatujący i trąby milkną. W pełnej oczekiwania ciszy wysuwa się na środek stadionu jeden trębacz, uroczyście podnosi do ust swoją trąbkę i krótki sygnał daje znak rozpoczęcia uroczystości.
|