Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_2002000000149
Tytuł:
Wydawca: W.A.B.
Źródło: Wolna Trybuna
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Christian Skrzyposzek,  
Data publikacji: 1985
ie Urzędnik, albo Nauczyciel... Co do psów - wiadomo - pozostają do dyspozycji wysokich funkcjonariuszy Partii i Państwa, jako że pełnią po trochu funkcje reprezentacyjne. I tak dalej, Towarzysze. Hydraulikom Partia powierzyłaby opiekę nad zwierzętami wodnymi, Lotnikom nad ptakami. I tak dalej, i tak dalej. Nie o to chodzi, aby tutaj porozdzielać zwierzęta pośród wszelakich grup zawodowych, na to będzie dość czasu, kiedy już Społeczeństwo definitywnie postanowi wziąć sobie zwierzęta do serca...
Na koniec - bo przechodzę niniejszym do Zakończenia - chciałbym raz jeszcze podkreślić humanistyczne znaczenie i Ogrom socjalistycznych treści, jakie kryją się za tym nie cierpiącym zwłoki zagadnieniem. Niewielu Obywateli, Towarzysze, zdaje sobie sprawę, jak nieucywilizowana i dzika ciągle jeszcze jest Natura. Jak bardzo jest niesocjalistyczna . Aby dać temu wyraz, podzielę się na koniec takim oto przeżyciem: Przed gmachem Komitetu Centralnego Partii - róg Nowego Światu i Alej Jerozolimskich - zasadzano krzaki róż. Zasadniczo zajmuje się tym Stowarzyszenie Miłośników Przyrody, ale ponieważ w bieżącym roku święcimy Wielkie Święto Odrodzenia i pracy przy kwiatach i zieleni było w bród, Związek Miłośników Przyrody zwrócił się o pomoc do nas, Związku Miłośników Zwierząt, i my, oczywista, nie odmówiliśmy, tylko w poczuciu solidarności wszystkich Ludzi Pracy pomogliśmy naszym kolegom od kwiatów. Chodziło o personel, o pomoc przy sprawowaniu pieczy nad właśnie zakwitającymi krzakami róż przed gmachem Komitetu Centralnego. I mnie właśnie przypadła zaszczytna rola zastąpienia jednego z funkcjonariuszy Stowarzyszenia Miłośników Przyrody przy różach z Alej Jerozolimskich. Przyznam się, że nie bardzo znam się na kwiatach, bo całe moje życie poświęciłem zwierzętom. Nie miałem oczywista zielonego pojęcia o niebezpieczeństwach, jakie zagrażają różom w chwili, gdy człowiek odwróci wzrok i przestaje kontrolować życie w Przyrodzie. Więc raz odwróciłem wzrok i kilka razy zerknąłem w inną stronę, a stało się: kiedy ponownie spojrzałem na róże, okazało się, że na płatkach kwiatów, całkiem u góry, na szczycie róż osiadły całe kolonie, całe chmary drobnych żyjątek, podobnych do kropki nad i, nie większych i nawet mało co bardziej ruchliwych. Opiekowałem się odcinkiem nie dłuższym niż 100 m, więc wydawało mi się, że zanim skończę służbę, uda mi się oczyścić kwiaty z tej dziwnej plagi, i natychmiast zacząłem te dziwne stworzenia własnoręcznie usuwać, chociaż serce mi się krajało, gdyż jako Funkcjonariusz Stowarzyszenia Miłośników Zwierząt kocham zwierzęta ponad wszystko i nieba bym im uchylił, a te drobne żyjątka szczególnie zaszły mi w serce, bo gołym okiem widziało się ich absolutną bezradność. Na szczęście czy na nieszczęście, sam już nie wiem, moja praca rychło okazała się syzyfowa, bo kiedy na powrót sprawdziłem, co się dzieje na szczycie róż, musiałem stwierdzić, że masy żyjątek na płatkach róż raczej podwoiły się i potroiły, niż spadły na sile, mimo że ja, jak ten Syzyf, wędrowałem przez sześć już godzin na kolanach, od krzaczka do krzaczka. Co gorsza - ja zauważyłem, że nie potrafię sobie rozsądnie wyjaśnić, jaką drogą te stworzenia dostają się na szczyt kwiatów. Nie spostrzegłem, aby fruwały. Nie potrafiły również skakać jak pchła. Więc następną godzinę spędziłem na podglądaniu praktyk, które wiodą do takich wyników. I co się okazało, Towarzysze? Że nie kto inny, tylko znana nam wszystkim z wielkiej pracowitości m r ó w k a transportuje owe żyjątka na własnym grzbiecie aż na szczyt kwiatu, od ziemi aż na górę - dwa metry, co dla takiej mrówki wcale nie jest zadaniem łatwym, tym bardziej, że ambicja tych stworzeń kazała im brać na grzbiet aż sześć, a niekiedy siedem owych żyjątek.
Tylko po co tyle trudu? Co one z tego mają?... I obserwowałem z uwagą, jaki będzie ciąg dalszy. Zmrok już zapadał, więc coraz trudniej było mi wytrwać przy moim zamierzeniu. Ale o zmroku zaczęło się wszystko wyjaśniać, Towarzysze. O zmroku mrówki zaczęły wdrapywać się na szczyt kwiatów ponownie, i tym razem bez bagażu. A dotarłszy na górę, zabrały się do owych żyjątek zupełnie inaczej: zaczęły je d o i ć, proszę Towarzyszy. Widziałem to na własne oczy. Może owe żyjątko jest bardzo miękkie i w