Dane tekstu dla wyniku: 42
Identyfikator tekstu: PWN_2002000000092
Tytuł:
Wydawca: Trio
Źródło: Piszczyk
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Jerzy Stawiński,  
Data publikacji: 1997
- Niech pan zobaczy, jeżeli się pan nie boi - zgodził się. Miał bardzo wdzięczny, młodzieńczy uśmiech. Na pewno szalały za nim kobiety. Gdzieś przede mną dudniły głuche wybuchy. Wbrew wszelkiemu rozsądkowi, przezwyciężając strach, poszedłem tą pustą szosą w nieznane, w stronę jakiegoś nowego nalotu czy może nawet bitwy. Ale jak się Pan Profesor zapewne domyślił, nie mogłem się cofnąć teraz, o pięć minut od celu, bo czułem na plecach pobłażliwy i spokojny wzrok smukłego porucznika.
Po chwili wszedłem między ruiny paru nędznych domków, które nazywały się Zegrzem. Nie było tu śladu człowieka; z dworca pozostała kupka popiołu. Na lewo widniała szeroko otwarta brama koszar. Wszedłem w nią powoli i ostrożnie. I tu nie było nikogo. Za bramą stały rzędem piętrowe budynki z ciemnoczerwonej cegły, typowe dla koszar z carskich czasów. Oprócz jednego wszystkie ocalały; pozostały nawet szyby w oknach. Tuż przy bramie, w małym budynku, wyłamane drzwi ukazywały wnętrze sklepu z Białym Orłem i Matką Boską Częstochowską na ścianie. Półki były puste, tylko na podłodze bieliły się torebki z cynamonem i cukrem waniliowym. Rozerwałem jedną: cukier szczypał przyjemnie w język. Wszedłem do piętrowego budynku. I tu wszystkie drzwi były otwarte. Cała podłoga kancelarii zasłana była służbowymi papierami; dalej rozwierała się perspektywa wielkiej sali koszarowej. Nigdy nie byłem w koszarach i wszedłem tam, wiedziony czystą ciekawością, choć groźna pustka i cisza dzwoniła mi ostrzegawczo w uszach. Stały tu rzędami metalowe łóżka, teraz w najwyższym nieładzie; wszędzie, na łóżkach i na podłodze, leżały wśród słomy sienniki, jeden tuż obok drugiego. Chyba nocowały tu niedawno setki ludzi. Cała sala tonęła w śmieciach. Nie było tu co robić. Już miałem wyjść z budynku, gdy uwagę moją przyciągnęły niewielkie drzwi, tylko lekko uchylone i wiodące do małej salki. Tam stały tylko cztery łóżka i cztery szafki. Wszędzie odbito kłódki i otwarto drzwi. Stanąłem w progu i zamarłem: w szafkach wisiały starannie ułożone, piękne i błyszczące dystynkcjami mundury podchorążych wojsk łączności, a pod nimi, wciśnięte na prawidła, stały lśniące buty z cholewami.
Może pan uznać mnie za idiotę, Panie Profesorze, i będzie Pan miał rację, ale przez chwilę zapomniałem o tym, co się dzieje na świecie. W dużym lustrze, umieszczonym na wewnętrznej stronie drzwi jednej z szafek, dojrzałem swe odbicie w nędznym garniturku: stał przede mną nieciekawy i zgarbiony młodzieniec o spadzistych ramionach i brzydkiej twarzy z dużym nosem. Chyba nie zastanawiałem się ani chwili; później miałem wiele czasu na myślenie i znalazłem kilka powodów, które usprawiedliwiały ten s