Tomek z ciekawością spoglądał w kierunku miasta, nad którym szeroko
rozciągało się bezchmurne, wyzłocone palącym słońcem niebo. Wysoko
ponad dachy niskich domów wystrzelała śmigła wieża latarni morskiej, a
w dali pięły się ku niebu iglice minaretów.
Zaledwie „Aligator’’ stanął na uwięzi, otoczył go rój ludzi. Znajdowali się tu ruchliwi Arabowie i Murzyni trudniący się przewożeniem pasażerów ze statków na wybrzeże. Skoro jednak dowiedzieli się, że „Aligator’’ nie jest statkiem pasażerskim, odpłynęli pospiesznie. Teraz natomiast zbliżyło się kilka łódeczek. Mali wioślarze, półnadzy chłopcy arabscy,
wrzaskliwie
usiłowali porozumieć się z załogą statku. – Czego oni chcą od nas? – zapytał Tomek zaintrygowany ich hałaśliwym zachowaniem. – Zaraz zobaczysz – odparł Wilmowski. Wyjął z kieszeni portmonetkę. Zaledwie w jego dłoni błysnęła srebrna moneta, jedna z łódek jeszcze bardziej zbliżyła się do statku. – Teraz uważaj dobrze – powiedział do syna. Moneta rzucona za burtę wpadła w morze. W tej chwili mały Arab skoczył z łodzi głową w dół, zniknął w głębinie na kilka sekund i wkrótce wynurzył się znów na powierzchnię, trzymając w zębach pieniążek. – Ależ to wspaniały pływak! – zdumiał się Tomek. – Daj mi, tatusiu, kilka monet, muszę przyjrzeć się dokładnie, jak on to robi.
Tomek rzucał monety zręcznym nurkom z Port Saidu, a także przyglądał
się magicznym sztukom w wykonaniu starszego Araba. Dopiero po
wyczerpaniu otrzymanych od ojca srebrnych monet spostrzegł, że po
przeciwnej stronie statku dzieje się coś nowego. Wychylił się za burtę.
Ujrzał pięć ciężkich kryp załadowanych węglem, które kolejno miały
podpływać do luku otwartego w boku parowca. Jedna z nich właśnie
przylgnęła do „Aligatora’’. Mrowie brunatnych, pół
|