ia, "smutniejszym niż Harlem, gdzie ciała są czarne i myśli są czarne". Wiersz zawierał ryzykowną frazę, zwłaszcza dla szkolnych przedstawień, bo gdy nieszczęsna Rosa Lee nie dopilnowała prosiaka i wpuściła go w szkodę, okrutny biały Amerykanin jak na nią nie wrzaśnie: "Ty bezczelne, murzyńskie g...!" Podobno w oryginale autor napisał całe słowo, ale dla naszej dzieciarni nawet takiego małego "g" było za wiele i psuli cały nastrój, wybuchając śmiechem. Przy babci nie śmiałam tej frazy próbować.
Tańczyłam, śpiewałam, deklamowałam, ile tylko mogłam. Zostawałam także po lekcjach, żeby pomagać w papieroplastyce, to znaczy w przygotowywaniu napisów na rocznicę Rewolucji Październikowej, urodziny Stalina, Dni Armii Czerwonej, Dzień Kobiet, Pierwszego Maja, Międzynarodowy Dzień Dziecka. Papieroplastyka była naszym stałym zajęciem w szkole, bo gdy tylko jedna impreza się skończyła, już trzeba było przygotowywać drugą, gdyż wszystko to było pracochłonne. Każdą literę trzeba było zaprojektować, proporcjonalnie powiększyć, wyciąć,
przypiąć
albo nakleić. Litery robiło się nie tylko płaskie, lecz i trójwymiarowe, a było ich co niemiara, bo wiele trzeba było transparentów i haseł, a w każdym haśle wiele było słów i wykrzykników. Zgłaszałam się do tej pracy na ochotnika, żeby być jak najdłużej w szkole. Bałam się siedzieć w domu.
Do tego jeszcze zapisałam się do Domu Kultury, gdzie mieli zespół dziecięcy i młodzieżowy. Do dziecięcego już byłam za duża, a do młodzieżowego za mała, bo przyjmowano do niego dorosłą, robotniczą młodzież. Przyjmowano każdego, kto się zgłosił, ale tańczyła tylko mała grupka, bo reszta się nie nadawała. Mnie obsadzano wszędzie: w krakowiaku, kujawiaku, oberku, nawet kozaku. Kostiumy mieliśmy ładne, z porządnego materiału, i zdolną, młodą choreografkę, której akompaniował na fortepianie narzeczo
|