Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_2002000000029
Tytuł:
Wydawca: PIW
Źródło: Obłęd
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Krzysztoń Jerzy,  
Data publikacji: 1983
1>
Nie, on nie był w niczym, ani z rysów twarzy, ani z charakteru, podobny do
Żyda.
Więc jeśli nawet kiedyś coś takiego się stało, to było tak dawno, że kod biologiczny,
kod dziedziczny, już tego nie odnotowywał.
A jednak w środku nocy ogarnęły mnie raptem upojne marzenia.
Ujrzałem cudowne semickie oczy, najpiękniejsze, jakie zna Ziemia, a nie ma
piękniejszych niż te z okolic Morza Śródziemnego, Mare
Nostrum, po którym wiecznie żegluje Odys.
Ujrzałem kruczowłosą dziewczynę w pałającym zbożu, szła z
pałającym wejrzeniem, w pałającym słońcu.
Dalej piął się chmiel, tak jak pnie się do dziś na zielonych
pagórkach.
Wszystko wokół pałało - nie blaskiem słońca, lecz słońcem jej
oczu.
Szła ziemia judejska do ziemi słowiańskiej.
I wszystko wokół pałało.
Dziewczyna szła miedzą na spotkanie płowego kochanka.
Gorący uścisk, który uczułem, odebrał mi wkrótce świadomość.
Dwakroć nie da się tego doświadczyć.
Nie pamiętam rozkoszy, którą przeżyłem, albowiem była zbyt
szalona, zbyt silna.
Silniejsza niż wszystek stężony czas, który trysnął spod pokrywki
wieków!
Kiedy ocknąłem się na swoim barłogu w domu obłąkanych, znalazłem
się w stanie takiego oszołomienia, że tarzałem się z rozpaczy i
tęsknoty, bełkotałem coś o tym, że wszyscy jesteśmy mieszańcami, wyjaśniałem
Helenie, że wcale jej nie zdradzam, nie zdradziłem, choć
wargi mam obrzmiałe, pokąsane do krwi, bo to inna, inna sprawa.
Inna rzecz.
Czarnoleska, czarnobrewa, czarnooka.
I niechaj nikt mi nie mówi, że to był sen nocy piątkowej, sen
samiutkiego szabasu, którego na ziemi słowiańskiej nie ma już kto
przestrzegać.
Co to było naprawdę, tylko ja sam wiem.
I pozwólcie, że tajemnicę zabiorę ze sobą do grobu.
Popatrzcie kiedyś w oczy słowiańskiej ikony.
Nic więcej nie dodam.
Reszta to wasza rzecz.
Raptem ogarnęła mnie odraza do barłogu, w którym się tarzałem
obolały z udręki.
Wstałem z niespodzianie wielkim trudem, jakbym miał w lędźwiach
pud żelaza.
Zakręciło mi się w głowie, lecz nie upadłem.
Otarłem czoło, lepkie od potu.
I zacisnąwszy zęby, starannie prześcieliłem łóżko.
Pomyślałem o chmielniku w swoich rodzinnych stronach.
Chciałbym go jeszcze zobaczyć.
Chmielnik, a dalej miedzę wśród zbóż.
2>