Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: IJPPAN_PolPr_GKe00075
Tytuł: Szemrane procenty
Wydawca: "Polskapresse". Oddział "Prasa Krakowska"
Źródło: Gazeta Krakowska
Kanał: #kanal_prasa_dziennik
Typ: #typ_publ
Autorzy: Agnieszka FILIPOWICZ,  
Data publikacji: 2004-06-25
Niektórzy mieszkańcy powiatu chrzanowskiego jeżdżą po alkohol do Czech. Czy wiedzą, co kupują, a przede wszystkim - co piją?
Pewien mieszkaniec Trzebini - pan R. kupił sobie w Czechach spirytus. Polski, 95-procentowy, wyprodukowany rzekomo przez lubelski Polmos. Za dwadzieścia kilka złotych. Jedną butelkę wypił z kolegą. Nie czuł się najlepiej. Potem przyszła refleksja - dlaczego litr tego trunku kosztował go tak tanio? Przecież w Polsce litr spirytusu kosztuje około 80 zł. A może ten spirytus jest podrabiany? Drugiej butelki już nie otworzył. Trzyma ją w barku i zastanawia się, co z nią zrobić. Wypić czy może oddać do przebadania? Ale niektórzy jego znajomi, jeżdżący po ów trunek do południowych sąsiadów, takich dylematów nie mają. Cieszą się, że złapali okazję na tani napój wyskokowy . - Pierwszą butelkę kupiłem w budce niedaleko od przejścia granicznego w Jasnowicach. W przeliczeniu na złotówki zapłaciłem za nią 28 złotych. Ale w domu, gdy zmierzyłem alkoholomierzem zawartość alkoholu, okazało się, że nie ma 95 procent, jak pisało na etykiecie, ale tylko 90. I smak też jakby był trochę inny niż polskiego spirytusu - opowiada pan R. Eksport, którego nie ma Gdy rozmawiamy w jego mieszkaniu o eskapadach do Czech, pan R. wyciąga na stół drugą butelkę spirytusu - zapieczętowaną. Tę pan R. kupił w czeskim Cieszynie - w sklepie spożywczym. Na srebrno-zielonej etykietce napisane jest: "Spirytus rektyfikowany". Dalej czytam, że został wyprodukowany w Lublinie, w tamtejszym Polmosie. Skrót: LZPSiD sugeruje, że chodzi o Lubelskie Zakłady Przemysłu Spirytusowego i Drożdżowego. - Tam właśnie zadzwoniłem i usłyszałem, że oni żadnego spirytusu do Czech nie eksportują i że taka etykieta nie może być oryginalna - kontynuuje opowieść mój rozmówca. Drugiej butelki więc już nie wypił. Rozważał nawet, czy nie oddać alkoholu do przebadania jego składu. Ale ponoć to jest odpłatne. Butelka stanęła więc na razie w barku. Teraz pan R. zastanawia się, co z tym fantem zrobić. Zdecydował się zatelefonować do "Gazety Krakowskiej" i opowiedzieć o całej sprawie. - Wiem, że wiele osób z naszego rejonu jeździ do Czech po ten alkohol - nadmienia. Reklamacja, której być nie może My zadzwoniliśmy do chrzanowskiej Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej. Od zastępcy dyrektora tej instytucji - Krystyny Olejniczak dowiedzieliśmy się, że chrzanowska stacja nie ma możliwości przeprowadzenia badań, gdyż już od pewnego czasu nie istnieje tu laboratorium żywności. Jak się okazuje, w województwie takich badań (innymi słowy - urzędowej kontroli żywności) dokonują cztery laboratoria (informacje o nich można uzyskać w Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej). Jest jednak więcej niż pewne, że badanie będzie odpłatne. Co innego, gdyby pan R. kupił podejrzany trunek wyprodukowany przez polskiego producenta. Wtedy mógłby go reklamować i domagać się bezpłatnych badań na koszt producenta. Ale ta sytuacja jest inna, gdyż lubelski Polmos zaprzecza, jakoby był to jego produkt. Spirytus, którego być nie powinno Postanowiliśmy się zatem upewnić, czy aby na pewno nie jest to towar wyprodukowany przez Polmos. Połączyliśmy się telefonicznie z działem sprzedaży lubelskiej firmy. Jej pracownica - Agnieszka Szpejna w rozmowie z "GK" wyjaśniła, że etykieta z napisem, w którym mowa o Lubelskich Zakładach Przemysłu Spirytusowego i Drożdżowego Polmos, z pewnością nie jest oryginalna. Po pierwsze - przymiotnik "drożdżowe" nie figuruje w nazwie tej firmy od kilku dobrych lat, a po drugie, obecnie lubelski Polmos jest już spółką akcyjną, więc na etykiecie jeszcze powinien znajdować się skrót "SA". A tego na owym rzekomo polskim spirytusie z Czech nie ma. - Poza tym nie produkujemy spirytusu w litrowych butelkach. Największe to 0,75 litra - tłumaczy pracownica lubelskiej firmy. Na zakończenie naszej rozmowy dodaje, że ich zakład otrzymał kilka sygnałów od konsumentów w sprawie tego podejrzanego spirytusu. Kolejny i ostatni telefon wykonaliśmy do Komendy Powiatowej Policji w Chrzanowie. Od rzecznika prasowego Dariusza Pogody usłyszałam, że ów mieszkaniec Trzebini, jeśli ma podejrzenie, że został oszukany, może złożyć na policji zawiadomienie o oszustwie. Rzecznik dopatrzył się w tej sprawie jeszcze jednego złamania przepisów. Mianowicie - naruszenia zastrzeżonego znaku towarowego. Na razie podejrzana butelka "polsko-czeskiego" spirytusu z powrotem powędrowała do barku pana R. Co zdecyduje się z nią zrobić właściciel? Tego jeszcze nie postanowił.