Maurycemu pogrzeb matki już zawsze miał się kojarzyć z samotną bezdomnością: nawet niosąc trumnę matki w pierwszej dwójce, wydawał się sobie człowiekiem z innego świata. W pierwszej chwili nikt go nie rozpoznał, biorąc młodziana wkraczającego do chałupy za Genowefą za przypadkowego gościa, ale i on nie rozpoznał dawnych sąsiadów i musiał sobie przypominać, jak ich dla własnej przyjemności parodiował, by teraz przestali być dla niego zjawami.
Nie rozpoznał witającego się z nim rodzeństwa. Obaj starsi bracia: i Jan, i Józef, wrócili z wojny zdrowi na ciele, ale z duszami wykoślawionymi od wojennej
poniewierki
. Józef od razu zaniechał gospodarki. Za pożyczone nie wiadomo od kogo pieniądze kupił obwoźny kramik i teraz rozjeżdżał się zgodnie z kalendarzem targów, wyprawiając się aż pod Zakopane i oferując cuda na kiju: bielidło do zębów, pompadurowe maści na piegi, kremy cytrynowe na wybielenie cery, własnego wyrobu pomady zapobiegające siwiźnie, pyłkowe pudry, opaski na przepuklinę i wreszcie tajemnicze płyny miłosne oraz mikstury na przypływ męskich sił.
Jan zdołał się wprawdzie ożenić i został przy ojcu, ale co rano budził się z obrazami dalekich krajów, w których piekle smażył się podczas wojny i do których tęsknił, dusząc się w zakisłej atmosferze wsi. Spośród wszystkich odmienionych wojną losów - sióstr, które zdążyły wyjść za mąż, sióstr, które przez wojnę owdowiały - jedynym zrozumiałym dla Maurycego był los najmłodszej z nich, Anulki. Zastał ją w habicie sióstr sercanek, który zdobyła, przekonując siostrę przełożoną, że wprawdzie nie ma
|