- Mój pies też aportuje - zaśmiał się pogardliwie - tylko mu trzeba rzucić...
Jakoś nikt sporu nie podjął. W przedziale zrobiło się ciemno, światło ledwie się tliło. Pociąg
zwolnił
, z trudem się przebijając w tumanach zamieci. Tylko okno pozostawało czyste i czarne, jak czasem bywa lód w zamarzłym przeręblu.
- Parafia nie była taka biedna, a ksiądz proboszcz, jak na dobrego gospodarza przystało, umiał podoić swoje owieczki. Tego wieczora powiesił przy drzwiach zakrystii swoją bekieszę z karakułowym kołnierzem i czapkę - krople ze stopionego śniegu jarzyły się na nich w płomyku naftowej lampy. To była oszczędność, a może przyzwyczajenie, bo wieś i kościół miały już elektryczność. Sam, kurząc cygaretkę, przeliczał obrusy ołtarzowe i komeżki, jakie mu nabożne babiny z kółka różańcowego przyniosły z pr
|