Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: IJPPAN_k123019
Tytuł:
Wydawca: Wydawnictwo Iskry
Źródło: Rosja-nasza miłość
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_fakt
Autorzy: Rene Śliwowski, Wiktoria Śliwowska,  
Data publikacji: 2008
Narożny dom przy Marszałkowskiej 41 żył swoimi drobnymi sprawami: Czy posterunki we frontowych mieszkaniach czymś naprawdę grożą mieszkańcom? Czy może należałoby się gdzieś przenieść? Skąd brać wodę?
Kiedy już całe miasto było przekopane , przez owe dziury w murach i korytarze uliczne przedostali się do nas "nasi" ze zgrupowania Chrobry II. Odwiedziny te nie były oczywiście częste. Aldona, Regina i Ziuta - tak brzmiały pseudonimy Zosi, Anieli i Tetki - były śmiertelnie zmęczone, o czym nawet pisały w zabawnych liścikach do Ojca, który przebywał pewien czas w szpitalu. Za każdym razem przynoszono nam coś do jedzenia. Pamiętam olej rzepakowy, w którym maczaliśmy skórki chleba - smakował znakomicie. Z jedzeniem było coraz bardziej krucho. Co odważniejsi wybierali się nocą na Pola Mokotowskie, na działki, gdzie dojrzewały pomidory, ogórki i inne warzywa, ale często z tych wypraw nie wracali... Codziennie czytaliśmy powstańcze gazetki, czekaliśmy na pomoc Armii Czerwonej, nasłuchiwaliśmy warkotu kukuruźników, z rozpaczą patrzyliśmy, jak zrzuty aliantów lecą na spadochronach w stronę Niemców. Ryk Grubej Kaśki budził strach, a wśród ludzi - także w naszym domu - z dnia na dzień narastała niechęć do powstańców, którzy nie mając broni ani zapewnionego sojuszu, narazili mieszkańców na tak straszne cierpienia. Jedzenia było coraz mniej i mniej, nas ratowały owe suszone skórki chleba. Z ulgą i rozpaczą przyjęto kapitulację. W uszach brzmiały słowa: "Czekamy na ciebie, czerwona zarazo, byś wybawiła nas od czarnej śmierci" i fragment drugiego wiersza, związanego z audycjami rządu na emigracji: "Czemu żałobny chorał śpiewacie wciąż w Londynie...". W ludziach wzmagała się złość do tych, którzy spokojnie siedzą gdzieś za granicą i decydują o losie pozostałych w kraju. Atmosfera niczym nie przypominała entuzjazmu pierwszych dni sierpnia 1944 roku. W końcu października przyszli na pożegnanie "nasi" - Tetka szła do obozu dla jeńców, Ojciec - z cywilami, a Zosia musiała jeszcze zostać z rannymi. Potem oboje spotkali się w Pruszkowie, skąd udało im się uciec do Kielc. To warszawskie spotkanie było bardzo smutne - wszystkich trapiła niepewność: Co będzie dalej? Przyniesiono cioci Jadzi jakieś resztki kosztowności i część otrzymanego w walucie żołdu.
Ostatniego dnia rozegrała się w naszym domu niezapomniana scena. Na rogu Marszałkowskiej i placu Zbawiciela w czasie wojny mieściła się popularna restauracja. Pamiętam, jak wchodzili do niej Niemcy, wychodzili uśmiechnięci, często w towarzystwie pań, coś między sobą szwargocąc; rzadziej zauważałam wtedy polskich bywalców. Podczas powstania właściciele pozostali na miejscu i chyba się nie udzielali - może uczestniczyli w wieczornych modlitwach odbywających się przy powstańczych grobach i niebies