A.M.: To znaczy, że już wtedy postrzegałeś Kościół jako byt pluralistyczny?
J.T.: To było oczywiste. Kiedy Pius XII w 1950 roku ogłosił encyklikę Humani generis, potępiającą nową teologię - ojca de Lubaca i innych - oraz poddał krytyce niektóre elementy teorii ewolucji, nasi profesorowie znaleźli się w trudnej sytuacji. Ksiądz rektor zrobił nam kilka konferencji, na których
streścił
papieski tekst. Natomiast profesorowie mieli na ten temat odmienne zdanie.
Wyszliśmy z seminarium z koncepcją Kościoła dialogu, Kościoła pluralizmu i poszukiwań. Rozumieliśmy bardzo dobrze, że jedni prędzej dochodzą do prawdy, a drudzy później. Czułem, że jesteśmy w jakimś nurcie historii. To prawda, że nie znałem historii Kościoła przedwojennego. Ale chodziłem na Wawel. Siedziałem między królewskimi grobami. Między grobami władców potężnego mocarstwa. Rzym krytykował nowe teorie. Bardzo proszę. Ale to nie jest tylko sprawa Rzymu. To jest też moja sprawa. Sprawa mojeg
|