Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: IJPPAN_k12424
Tytuł:
Wydawca: Świat Książki
Źródło: ARCHIPELAG GUŁag Tom 3
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_fakt
Autorzy: Aleksander Sołżenicyn,  
Data publikacji: 1977
tablica logarytmów, ale dostrzec to mogło tylko jakieś nowe oko) - i to do tego stopnia, że nikt nigdy nie wiedział jaki numer nosi najbliższy przyjaciel, kolega z tej samej brygady. Pamiętało się tylko własny. (Wśród prydurków zdarzali się gogusie, dbający by numer przyszyty był elegancko z kokieteryjną starannością, z obrębką skrajów, drobnym ściegiem, no w ogóle jak najładniej. Wieczne służalstwo! My zaś - na odwrót, staraliśmy się, aby numery nasze miały wygląd jak najbardziej niechlujny).
Reżym Specobozów obliczony był na zupełną tajność całej imprezy, na to że żaden głos skargi stąd nie doleci, że nikt stąd nie wyjdzie na wolność, że nikt sam się nie wyrwie. (Ani Oświęcim, ani Katyń nie nauczyły niczego naszych gospodarzy). Dlatego pierwsze Specobozy - to obozy z pałkami. Najczęściej chodzili przy pałkach nie sami panowie nadzorcy (mieli przecież kajdanki) - tylko ich zausznicy spośród zeków: szefowie baraków, brygadziści. Ale bić mogli do woli i to z błogosławieństwa zwierzchności. W Dżezkazganie przed zbiórką do roboty, pod drzwiami baraków, stawało po dwóch dziesiętników z palami, krzycząc po staremu: "Wyłazić na wyścigi! ostatniego marny los!!" (istotnie, kto wychodził ostatni, ten mógł pożegnać się z życiem). Dlatego też zwierzchność mało się przejmowała, gdy 200 ludzi, wysłanych pieszym etapem, zimową porą, z Karabasu do Spasska, zamarzło po drodze. Ocaleli leżeli tłocznie we wszystkich salkach i korytarzach lazaretu, gnijąc żywcem i cuchnąc ohydnie , a doktor Koleśników dokonał amputacji dziesiątków rąk, nóg i nosów. Specobozy wydawały się otoczone tak nieprzeniknioną tajemnicą, że słynny szef działu dyscyplinarnego w Spassku, kapitan Worobiow, mógł ze swoimi pachoł) karni najprzód posłać pewną węgierską tancerkę (zeczkę) do karceru, następnie "skazać" ją na noszenie kajdan, by wreszcie dopuścić się na zakutej tak dziewczynie zbiorowego gwałtu.
Regulamin pomyślany był jako mechanizm nierychliwy, lecz drobiazgowy i wszechobecny. Na przykład - nie wolno było mieć żadnych fotografii. Nie tylko zdjęć własnych (ucieczka!), lecz również osób bliskich. Odbierano je i niszczono. Starościna baraku kobiecego w Spassku, kobieta już niemłoda, nauczycielka, postawiła na swoim stoliczku fotografię Czajkowskiego. Nadzorca skonfiskował ją i wrzepił nauczycielce trzy doby ciemnicy. - "Przecież to portret Czajkowskiego". - "Ja tam nie wiem czyj, ale ba