Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_3102000000051
Tytuł:
Wydawca: Wydawnictwo Naukowe PWN
Źródło: Rozmowy z katem
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_fakt
Autorzy: Kazimierz Moczarski,  
Data publikacji: 1977
inach płonąć. Żydzi uciekali przed ogniem i dymem, ale niekiedy powracali na stare stanowiska. Zrobiło się zupełne piekło. Wzajemny, silny ogień. U nas - podobno - czterech rannych, jak mi napisał Sturmbannführer Jesuiter. On był przecież odpowiedzialny za statystykę. (Tu Schielke mrugnął do mnie z zadowoleniem.) A dalej: kilkanaście bunkrów wytropiono i zlikwidowano, zdobyliśmy pistolety, amunicję, butelki z benzyną, dolary, biżuterię. Ujęto żywcem tysiąc siedmiuset Żydów. Zastrzelono trzystu.
- Jak stwierdzili eksperci, złapaliśmy wielu przywódców żydowskiego i polskiego ruchu oporu oraz sabotażystów, dywersantów, spadochroniarzy angielskich i sowieckich oraz wiele najgorszego elementu Warszawy. Wyleciał też w powietrze, na skutek żaru w piwnicach, jakiś wielki skład konspiracyjnej amunicji. Po wysłuchaniu opinii tych znawców, przesłałem - niestety - meldunek teleksowy do generała Krügera, że należy przypuszczać, iż w getcie zginęli przywódcy całego podziemia warszawskiego. Meldunek zredagowałem w pośpiechu, bez zasięgnięcia zdania doktora Hahna. Oh! Jak mi się za ten meldunek później dostało! Krüger powiedział kilka gorzkich i twardych słów. Heinrich Himmler zauważył w rozmowie telefonicznej, że za mało znam Generalną Gubernię i Warszawę, abym mógł stawiać prognozy. A doktor Hahn zaprosił mnie na wypoczynkowy, dwugodzinny obiad i po bratersku poradził, abym zawsze wysłuchiwał, ale nigdy nie usłuchał rad wszystkich tak zwanych "znawców'' i "ekspertów''. "To są na ogół WC-Fachmanni - zwierzył się Hahn. - Trzymam ich u siebie, bo muszę. Brak nam inteligentnych, naprawdę inteligentnych fachowców policyjnych. Przed następnymi meldunkami pisemnymi o ważnych zdarzeniach niech pan generał zechce zasięgnąć i mojego zdania.'' Zgodziłem się na przyjacielską propozycję Hahna. Wypiliśmy po czarnej kawie (prawdziwej! co za aromat!) oraz po francuskim koniaku firmy "Camus'' (niebo w gębie, jak mówią Polacy) i wróciłem na plac boju.
- Zobaczyłem z daleka - morze płomieni.