Położył dłonie na kierownicy. Były nie do odczytania pod skórkowymi rękawiczkami. Nawet w szpitalu nie znalazła tego, na co teraz patrzyła, czego teraz słuchała. Tam był tylko smród i głupi ludzie – wariaci i zdrowi, na ogół tak samo ograniczeni. A tutaj trafił się umysł, którego nie dało się zbyć paroma słowami. Mózg pełen wielkiego spisku. Była młoda, więc wolno jej było zupełnie wszystko. Nawet i asystować przy takim spisku... na szkodę młodości.
Ten dźwięk musiał się nazywać szurgotaniem. Siedziała na tapczanie i obserwowała bardzo dużymi oczami
srebrzystoczarną
szybę okna. Zamknęła okno z powodu chłodu, kiedy się kładła. Szkło nie umiało zatrzymać monotonnego hałasu, choć potrafiło go przyćmić.
Droga z tapczanu do okna była całą wyprawą. Monika Lech jednak wiedziała, co za nim znajdzie. Nie potrafiła przewidzieć szczegółów. Lecz znała temat. Tematem była ZEMSTA. Zemsta zbrojna w rózgi.
|