Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: IJPPAN_PolPr_TS00632
Tytuł: Zasady domina
Wydawca: "Polskapresse". Oddział "Prasa Śląska"
Źródło: Trybuna Śląska
Kanał: #kanal_prasa_dziennik
Typ: #typ_publ
Autorzy: Andrzej Grygierczyk, Leszek Jaźwiecki, Grzegorz Mikuła, Tomasz Mucha, Rafał Musioł, Paweł Rassek,  
Data publikacji: 2003-03-14
Sześciu na jednego
Był pan autorem jednego z najbardziej kontrowersyjnych posunięć w ligowej piłce w ostatnich latach. Czy GKS musiał zostać Dospelem? Gdyby nie pieniądze z umowy, jaką zawarliśmy z częstochowską firmą w czerwcu, nie otrzymalibyśmy licencji i zdegradowano by nas do drugiej ligi. A wkrótce potem musielibyśmy rozwiązać spółkę i klub przestałby istnieć. Nie chciałem i nie chcę być tym, który dopuścił do takiej sytuacji. A zmiana nazwy była jednym z warunków zawarcia kontraktu. Nawiasem mówiąc, na początku umowa miała tylko cztery punkty, teraz zawiera się na dziesięciu stronach. Ale to był precedens. Żaden inny klub nie zmienił nazwy... Bo żaden nie pozyskał w tym trudnym dla gospodarki okresie tak znaczącego sponsora. W tej chwili otrzymujemy z Częstochowy ponad połowę klubowego budżetu. Poza tym uważam, że ta zawarta w ubiegłym roku umowa dodatkowo zmobilizowała piłkarzy i dzięki niej jesteśmy w tabeli tak wysoko. Kibice boją się, że siedziba klubu też powędruje pod Jasną Górę. Pan podziela te obawy? W czwartek renegocjowaliśmy umowę. Rozmowy wraz ze mną prowadzili także przedstawiciele kibiców. Mogę tylko powiedzieć, że zawarliśmy kompromis. Klub będzie posługiwał się dwoma herbami: historycznym i nowym: z logo Dospelu, oba będą równoprawnie umieszczone na koszulkach meczowych. U siebie będziemy grać w tradycyjnych barwach, a na wyjazdach w strojach kojarzących się z naszym sponsorem, ale szczegóły dopiero opracowujemy. Myślę, że to dobre posunięcie, zaakceptowane przez wszystkie strony. Widać, że współpraca się rozwija i jest szansa, że potrwa z korzyścią dla klubu i firmy może nawet dłużej niż dwa, trzy lata. Sponsor płaci i wymaga. Jaki cel postawiono drużynie Jana Żurka? Dospel ma duże aspiracje, podobnie jak my, a najlepiej cele marketingowe realizuje się grając w europejskich pucharach. Nie wiem, czy uda nam się do nich awansować już w tym roku. Żałujemy, że Wisła nie awansowała do ćwierćfinału Pucharu UEFA, bo w kolejnym sezonie, aby w nim wystąpić, wystarczyłoby zajęcie czwartego miejsca. A tak, trzeba będzie zmieścić się w trójce. Kadra zespołu pozwala na snucie takich planów? Uważam, że jest silniejsza niż jesienią. Wtedy mieliśmy jednego napastnika, Krzysztofa Gajtkowskiego, teraz można inaczej rozłożyć siłę ataku. „Kusza” musiał odejść? Przede wszystkim sam chciał nas opuścić, nie wyrażał chęci, by dalej grać na Bukowej. Jego transfer był korzystny i to nie tylko z tego powodu, że na nim zarobiliśmy. Gdyby Gajtkowski został, to w czerwcu pewnie renegocjowalibyśmy kontrakt i musiałbym mu go podnieść. A wówczas zaczęłaby działać zasada domina. 23-letni piłkarz nie może mieć przecież większych pieniędzy niż ktoś, kto gra w klubie od dziewięciu lat na wysokim poziomie. Jednak gdybym dołożył następnemu, to trzeba by było dodatkowo wynagrodzić także innych, świetnie grającego bramkarza czy reprezentacyjnych już obrońców. I tak dalej. W efekcie ta jedna rozmowa z Gajtkowskim kosztowałaby Katowice tyle, że znów wpadlibyśmy w zobowiązania, których nie bylibyśmy w stanie spłacić. Sprowadzenie Moussy Yahai przyjęto jednak z mieszanymi uczuciami. Znany jest przecież jego rozrywkowy tryb życia? Dlatego potraktowaliśmy go indywidualnie. Wypłata 33 procent jego kontraktu zależy od sportowej dyspozycji. Zresztą sam chce grać. U nas w najlepszym przypadku może liczyć na połowę tego, co dostawał w Legii (120.000 dolarów – przyp. red.), ba, plasuje się w środku finansowej klubowej stawki. A ile płaci się w Katowicach? To żadna tajemnica, od 150 do 180 tysięcy złotych. Jeszcze stosunkowo niedawno z finansami nie było najlepiej, a winę zrzucano między innymi na zbyt wysokie kontrakty. Jakie były przyczyny kryzysu? Gdy awansowaliśmy z powrotem do ekstraklasy, w klubie panowała euforia. Wiosną w drugiej lidze nie przegraliśmy żadnego meczu, piłkarze czuli się jak mistrzowie świata. Pojawiły się informacje o umowie z Canal+, suma 100 milionów dolarów przez pięć lat działała na wyobraźnię. Każdy zawodnik, nie tylko u nas, liczył ile może z niej „wyrwać”. Bogusław Kaczmarek szukał wzmocnień, ściągnął Batatę, Jakubowskiego, a i tak wpadliśmy w kłopoty, nie wygraliśmy kilku meczów z rzędu. Trzeba się było ratować, na Bukową przyjechali Yahaya i Mikulenas, wtedy nikt już nie myślał logicznie, panowało przerażenie, najważniejsze było, żeby utrzymać się w ekstraklasie. Niektórzy zawodnicy zarabiali tyle, ile pół pozostałej kadry. To nie był zdrowy układ. Wróćmy do wiosennych planów. Przygotowania przebiegały zgodnie z planem? Już w listopadzie trener Żurek przedstawił ich projekt. Przewidywał wyjazd do Zakopanego, na Węgry i dwa razy na Cypr, ale tu od razu stwierdziłem, że stać nas tylko na jeden. Potem za jego zgodą zmieniliśmy Zakopane na Bielsko-Białą, z korzyścią, bo ośrodek „Rekord” był bardzo dobry, a Zakopane przeżywało najazd w związku z Pucharem Świata w skokach. Niestety, w Zalakaros po raz pierwszy od 18 lat spadł śnieg i obóz był krótszy niż przewidywaliśmy. Wówczas pojawił się pomysł wyjazdu na Cypr, ale nie było szans, by ustawić sparingi. Piłkarze zaproponowali w tej sytuacji, że zamiast przeznaczać 100.000 złotych na wyprawę w ciemno, można je przeznaczyć na wypłaty dla nich. I tak zrobiliśmy. Ostateczne decyzje we wszystkich tych sprawach podejmował Jan Żurek, bo to przecież on będzie rozliczany z wyników. Myśląc o budowaniu mocnego zespołu nie sposób pominąć kwestii zaplecza treningowego. Kiedy katowiczanie doczekają się rozwiązania tego problemu? Nie chcę zdradzać planów, pracujemy nad tym, ale naprawdę za wcześnie na szczegóły. Nic więcej nie powiem. Kłania się tu sprawa kontaktów klubu z miastem. Jak układa się współpraca? Właściwie nie ma żadnej. W styczniu na piłkarskiej gali „Trybuny Śląskiej” spotkałem się z panem prezydentem Piotrem Uszokiem. Po wymianie grzeczności chciałem umówić się na spotkanie. Żeby była jasność: nie po to, aby coś załatwić, a jedynie w celu nawiązania bliższego kontaktu, wręczenia karnetu na mecze itd. Niestety, od tego czasu nie znalazł dla nas anwicach, nikt nam nie pogratulował, nie poklepał po plecach. I znów: nie chodzi o zaszczyty, tylko o potwierdzenie, że robimy coś dobrego dla miasta i że ktoś z jego władz w ogóle to dostrzega. Czasami czujemy się po prostu niechciani.
Pytanie ostatnie: co by pan robił gdyby nie był pan prezesem Katowic?