Reynevan rozejrzał się, spojrzał w niebo. W rzeczy samej, przezierający przez mgłę blady krążek słońca, jeszcze przed momentem widoczny i wskazujący kierunek, teraz znikł zupełnie. Gęsty opar wisiał nisko, niknęły w nim nawet czubki wyższych drzew. Przy ziemi mgła zalegała miejscami tak, że paprocie i krzaki zdawały się wystawać z oceanu mleka.
- Miast frasować się losem ubogich dziadów - odezwał się znowu demeryt - i przeżywać rozterki
moralne
, użyłbyś raczej swych talentów celem odnalezienia drogi.
- Słucham?
|