Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_2002000000207
Tytuł:
Wydawca: Książka i Wiedza
Źródło: Za kurtyną mroku. Zabawa w chowanego
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Wojciech Żukrowski,  
Data publikacji: 1995
Jak już wspominałem, ród mój wywodzi się z ziemi znaczonej kurhanami, z wioski Kościejów. Przodkowie moi w pierwszym blasku łuny dosiadali konia, a babom zlecali, by doglądały, jak pszeniczka murem rośnie. Krówki się s a m e pasły, świnki tyły, a karłowate czereśnie pleniły po jarach. Tylko wodę źródlaną trzeba było nosić na koromyśle. Sąsiedzi łatwo się skrzykiwali, skorzy do bitki i do wypitki. Szable raz dobyte, nawet do połysku wytarte z lepkiej krwi, opornie wracały do pochew.
W długie zimowe szarówki przy łuskaniu worów ze strąkami grochu, przy skubaniu gęsich piórek opowiadano o zbójach i morowym powietrzu, o dziewczynie, co w sekrecie bliźniaki udusiła i jako dziewica wyszła za bogacza, a spragnione ciepła niemowlęta jak kocięta na strychu kwiliły o północy. Wspominano pana Stadnickiego, zwanego Diabłem, bo słynął z okrucieństwa i nikogo się nie bał. Nie tylko dwory warowne najeżdżał , ale i Ławrę Peczerską złupił. Jedna z moich prababek została nawet przez niego wywianowana, kazał jakiemuś zabijace Żurkowskiemu nasypać czapkę klejnotów. Żurkowskiemu, bo tak się nasze rodowe nazwisko pisało, nim je przekręcili austriaccy mandatariusze na Żukrowski. A wiecie, jakie były wtedy czapy pod hełm dla wymoszczenia wkładane? Wydłużały się, rosły, kiedy podwinięty brzeg sprawne paluchy popuszczały... "Oj, bo mi przyjdzie cięciem czapę skrócić i wtedy się możesz palców nie doliczyć!" - ostrzegał szczodry magnat. I zgiął się obdarowany w niskim pokłonie, aż się denko wsparło o murawę. Tak i palce uratował, i obfite wiano zgarnął. Starczyło i na weselisko, i na ziemi szmat, i na godny tabunek, bo Żurkowscy się w koniach kochali...
Dziadek jako piętnastolatek uciekł z domu do partii samozwańczego pułkownika Dembowskiego. Austriacy rozbili licho zbrojny oddział, a jeńców wpędzili do klasztoru w Żółkwi. Dziadek ślubował, że będzie - jak potrafi - Bogu służyć, byle go z niewoli wydobył. Braciszkowie te słowa posłyszeli, już widzieli w nim przyszłego zakonnika. Ukryli w trumnie w cmentarnym podziemiu. Dziadek całą noc się modlił za umrzyka, który mu miejsce zrobił. Rankiem w warkocie bębnów jegry wyszli, zbiega się nie dolicz