Opowieści o Warszawie przekraczały pojemność mojej wyobraźni. Myślałem o niej kategoriami torów kolejowyeh i parowozów. Nie mogło pomieścić mi się w głowie, że ulicami tego dziwnego miasta jeżdżą wagony zaprzężone w konie. Zasypywałem rodziców pytaniami, indagowałem pannę Kazimierę i Gawriłę, czy to prawda, że w Wazszawie światło zapala się za pociągnięciem łańcuszka, że są pięciopiętrowe domy i że wystarczy odkręcić kran, aby lała się woda.
Wieczorem ojciec z Piotrowskim i z Jurczenką wyjechali do Moskwy załatwić jakieś
pilne
sprawy związane z przeniesieniem.
Ojciec wyjeżdżał dotąd tylko do Pskowa, toteż podróż jego do Moskwy wydawała mi się czymś niezwykłym. Ale najwięcej imponowało mi to, że ojciec jedzie "za żetonami". Ojciec posiadał dwa żetony, uwieszane jak breloki na łańcuszku od zegarka. Jeden z nich miał kształt rombu; na jego powierzchni ze złota wygrawerowane było niebieskimi literami imię i nazwisko ojca, na odwrocie zaś widniały trzy miniaturowe odcinki szyn przepasane srebrną wstążeczką. Drugi żeton, pokryty zieloną emalią, miał obramo
|