Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: IJPPAN_k123574
Tytuł:
Wydawca: Świat Książki
Źródło: Tyberiusz Cezar
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit_proza
Autorzy: Jacek Bocheński,  
Data publikacji: 2009
Budząc popłoch trawy, startuje helikopter.
Pilot, pilot! Helikoptera? Nie! Wycieczki. Ta redaktor, kurna, niezła laska nawet, ale troszeczkę przesadziła. Media gonią, jak zwykle, za sensacją. Niech pilot na razie z nami zostanie. Dziękuję. Pytanie do pilota: gdzie jest Sejan? już prawdopodobnie w rzymskim więzieniu. Kat przygotowuje powróz, żeby go udusić. Nawiasem mówiąc, są wolne miejsca pracy: potrzebni będą kaci, zamiłowani oprawcy, ale dyskretni, jeśli dyskretni, załatwiajmy to, kurna, po cichu. Gwarantuje się godne zarobki, godne życie! Dobra, pogadamy po wycieczce. To już nie ze mną. OK, a ja mam pytanie. Jak Sejan może być w rzymskim więzieniu, skoro przecież był na Kaprejach, zatrzymany przez Tyberiusza, mimo że prosił o prawo wyjazdu do chorej narzeczonej? O ho ho! Dostał już dawno zlecenie wyjazdu i wyjechał. Ja, pilot, nie wiem, czy Tyberiusz, delegując go, zapytał o zdrowie Liwilli. Tego nie ma w źródłach. Natomiast przypuszczam, że na miejscu Tyberiusza zrobiłby to każdy z państwa. Wkrótce po Sejanie wyjechał też Makro. Obaj, Makro i Sejan, mieli się spotkać w Rzymie. Dopiero na samym końcu, tak to było uzgodnione, miał przybyć do Rzymu wyczekiwany w stolicy od lat pierwszy obywatel, aby wziąć udział w doniosłym akcie nadania Sejanowi władzy trybuna z nadzwyczajnymi pełnomocnictwami. Nie wiem, czy przed wyprawieniem Sejana Tyberiusz omówił z nim termin jego ślubu z Liwilla i czy przyrzekł swoją obecność. Także o tym nie mówią źródła. Ale gdyby ktoś z państwa był Tyberiuszem, to ze względu na formy obowiązujące w naszej kulturze nie ominąłby go dyskomfort obłudnej rozmowy o ślubie. Prawdziwy Tyberiusz, którego oschłość znano, mógł nie wzbudzić podejrzeń, jeśli wysyłając Sejana oficjalnie do Rzymu, nie poruszył ani słowem tematów prywatnych. Dlatego Sejan do ostatniej chwili nic nie podejrzewał. Już w Rzymie, już idąc na posiedzenie senatu, już po spotkaniu z Makronem, który mu powiedział (a to jest w źródłach): "Przywiozłem ci, Lucjuszu, nominację od Tyberiusza, no wiesz jaką dziś będzie ogłoszona", już siedząc w świątyni Apollina, wodząc wzrokiem po twarzach senatorów, przyglądając się oczom, nosom, obszytym purpurą togom, obutym w sandały stopom, wystającym z obuwia czubkom paluchów, wciąż nie oczekiwał niczego oprócz owacji na swoją cześć. Odczytywano przywieziony przez Makrona dokument, nudny, i jak bywało u Tyberiusza, mętny, z rozwlekłym wstępem, trochę od rzeczy. Mowa była o karygodnych wykroczeniach, jakich mieli się dopuszczać dwaj bardzo bliscy współpracownicy Sejana (w źródle niewymienieni z nazwiska). Prefekta należało w związku z tym otoczyć strażą. Również tę niezrozumiałą instrukcję, bo niby czego jak czego, ale straży prefektowi nie brakowało, przyjął Sejan obojętnie. Zdumiał się dopiero, gdy wywołał go kolega-konsul: "Sejanie, podejdź tu", jednak zareagował też nie od razu, bo nigdy wcześniej kolega tak się do niego nie zwracał, konsul więc musiał powtórzyć: "Sejanie, podejdź tu", drugi raz i trzeci, aż mu w końcu Sejan odpowiedział pytaniem "mnie wołasz?", a konsul-kolega na to "ciebie, Sejanie". Konsul Memiusz Regulus był mianowicie wtajemniczony przez Makrona, że w senacie odbędzie się próbne zatrzymanie konsula Lucjusza Eliusza Sejana, dokona tego manewru straż pożarna bez udziału i wiedzy gwardii pretoriańskiej, a potem się zobaczy, co dalej, w zależności od postawy senatorów i reakcji gwardzistów. Kiedy więc zdumiony Sejan podszedł do kolegi Memiusza Regulusa i zajął wskazane mu miejsce, nagle za plecami Sejana pojawił się osobiście naczelnik straży pożarnej, Lako, drugi wtajemniczony, i już tak tam stał, a gdy coraz liczniejsi senatorowie zaczęli stopniowo przekształcać się w mściwy chór potępiający potwora, który dopiero co był panem ich życia i śmierci, strażacy wyprowadzili go ze świątyni Apollina do więzienia. Konsul Memiusz Regulus na wszelki wypadek nie zarządził głosowania w tej sprawie. Pretorianie zostali zawczasu wycofani ze swych posterunków przez Makrona. On sam nie przysłuchiwał się obradom, ani porannym w świątyni Apollina, ani późniejszym w świątyni Zgody, ale pojechał do koszar pretoriańskich negocjować z gwardzistami wysokość nadzwyczajnej gratyfikacji w zamian za bezczynność. Uzgodniono, że ma być równo dla wszystkich po tysiąc denarów na głowę. Lud obalał tymczasem pomniki. Taka jest sytuacja nocą z osiemnastego na dziewiętnasty października. Teraz już kat może przystąpić do roboty.
Stop! Mamy postulat. Jesteśmy delegacją uczestników wycieczki spontanicznie wybraną. Mamy coś do pilota. Zatrzymajmy się tutaj, w tym właśnie miejscu i momencie, w nocy z osiemnastego na dziewiętnasty października roku 31. Uznajemy, że próba rewolucji marksistowskiej w takiej sytuacji i w takich warunkach była utopią i nie mogła się powieść. Ci z nas, którzy na początku wycieczki chcieli obalić zbrodniarza Tyberiusza i cały ustrój państwa, nie tylko samego Sejana, dali się ponieść młodzieńczemu