Ciekawostka: w przeciwieństwie do naszych załóg japoński zespół jest bardzo głośny, że przez grzeczność nie napiszę hałaśliwy. Każdy ma coś do powiedzenia, a raczej do zawołania, tak że harmider wokół jak na jarmarku.
Podczas gdy zastanawiam się nad tym kolejnym zaskakującym mnie kontrastem, „Fuji III” śmiało wychodzi na czoło wyścigu. Lecimy w bagsztagu, robiąc, gdy porywy wiatru unoszą kadłub, do 15 węzłów. Coś nieprawdopodobnego. Upojna jazda wywiera na mnie niezwykłe wrażenie. Przywykłem od miesięcy do dreptania mego jachtu, który raz tylko, gdy zdawało się, że tracimy maszt wraz z pokładem, wyciągnął 8 węzłów; „Fuji III” zdaje się szybować ponad powierzchnią wody. Po godzinie prowadzimy bezapelacyjnie,
pozostawiając
konkurentów poza rufą.
Nie mająca równej gościnność Japończyków sprawia, że nie mogę czuć się dobrze nawet w charakterze gościa. Wszystko podtykane jest mi pod rękę, wszystko ułatwiane, każde życzenie spełniane natychmiast. Kiedy siadamy do obiadu, otrzymuję go jako pierwszy nie tylko przed prowadzącym jacht Miasaką, ale i samym Fujimoto.
|