Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: IJPPAN_k123366
Tytuł:
Wydawca: Czytelnik
Źródło: Pożegnanie twierdzy
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Witold Zalewski,  
Data publikacji: 2000
się przed tymi ludźmi w nadęte, pusto brzmiące dziwolągi. Zostawała mi po takich rozmowach przykra rozterka; szybko też wysuwałem z tego rozdrażnienia mój dylemat Baryki. Rozumiałem ich nieufność, wrogość wobec panów, mieli powody do nienawiści. Ale Polska to nie była własność panów, nie należała ani do wuja Miecia, ani do żadnego z tych dziedziców okolicznych, których wspominali z lat minionej służby. Zdawało mi się, że rozumiem, czym jest Polska, a tak zupełnie nie umiałem im tego powiedzieć.
Milkłem, przygnębiony własną bezradnością i dotknięty ich apatyczną niechęcią. Jakiś czas jeszcze po każdym takim spotkaniu chodziłem z głową zaprzątniętą gorzkimi pytaniami - jaki mają charakter objawione właśnie różnice między nimi a mną, czy szczelina da się zasypać. Wracałem do towarzystwa moich kuzynów. Jacykolwiek by byli, czułem, że przy nich niczego, przynajmniej, nie potrzebuję odgrywać. Siadywałem z Jeremim na ceratowej kozetce w kancelarii podczas wieczornych dyspozycji. Przy ogromnym biurku w biało jarzącym świetle lampy spirytusowej wuj Miecio ślęczał w milczeniu nad księgami gospodarczymi. Naprzeciwko, po drugiej stronie balustrady, z laską przy nodze, po wojskowemu wyprostowany, nieruchomo patrząc przed siebie stał karbowy. Srebrna, gruba dewizka połyskiwała na czarnej kamizelce. Spojrzenie karbowego zabłądziło na chwilę, spotkało się z moim, lekko uśmiechnąłem się, on też jakby, ale zaraz jego wzrok cofnął się, utknął w tym samym co przedtem, martwym punkcie. Milczenie przedłużało się. Słychać było cichutki syk rozjarzonego kapturka pod kloszem. Z kąta wyszedł Karo, otrząsnął się, zaklaskał obwisłymi uszami, przespacerował się na chwiejnych nogach, jeszcze nie rozpętanych ze snu. Ciężko, z westchnieniem usiadł przy nas i zaczął drapać się w szyję, a z głębi chudego brzucha dochodziły przerywane, lubieżne pojękiwania.
Jeremi, który był higienistą, trącił go czubkiem buta. Karo spojrzał spode łba, ale zignorował zaczepkę.