– Może niedługo będzie trzeba – odpowiedział Nowak.
Kowalski i Gajewski pojechali na Obozową, żeby porozmawiać z pracownikami Działu Zamówień Publicznych. Nowak ruszył do Szpitala Wolskiego. Lekarz, który operował Krzysztofa Stadnickiego, krótko opisał stan inżyniera: ciężki, ale stabilny. Obrażenia były dość znaczne: kilka złamanych żeber, pęknięta śledziona, obfity krwotok wewnętrzny. No i najgroźniejsze: uraz czaszki i obrzęk mózgu. Było za wcześnie, żeby stwierdzić, kiedy – i czy w ogóle – Krzysztof Stadnicki będzie mógł normalnie funkcjonować. Nowak spotkał w korytarzu zapłakaną kobietę, która okazała się żoną inżyniera. Był z nią także syn i jedna z córek. Niechętnie patrzyli na policjanta. Nowak porozmawiał tylko z synem inżyniera,
dwudziestoparoletnim
facetem o wąskiej, smutnej twarzy. Mężczyzna nie mieszkał już z rodzicami, nie potrafił powiedzieć nic istotnego na temat pracy ojca, a w szczególności ostatnich wydarzeń. Nowak poprosił o przekazanie pani Stadnickiej informacji, że ktoś z policji się z nią skontaktuje, kiedy będzie mogła rozmawiać.
Zadzwoniła komórka. Jan Żurek.
|