Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PELCRA_2003000000005
Tytuł:
Wydawca: Wydawnictwo Literackie
Źródło: Fiasko
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit_proza
Autorzy: Stanisław Lem,  
Data publikacji: 1987
o Słońca i kwintańskich orbiterów. Odkąd dały nurka w chmury, płomienne nitki ich tarcia powietrznego i odrzutu hamownic poczęły się rozmazywać: wtedy miliardy oczek, rozwiane niepostrzegalną grzywą na milion mil za kilwaterem "Hermesa", skoncentrowały uwagę wzdłuż stycznej w punkcie zaplanowanego lądowania i nie na darmo; osiadając na twardym gruncie w odstępie kilku sekund, oba pojazdy dały znać o zakończeniu podróży podwójnym, rozmyślnie modulowanym błyśnięciem sodu, aby natychmiast zgasnąć.
Tym samym operacja weszła w następną fazę. Denny pancerz "Hermesa" rozwarł się na dwoje jak olbrzymie wysklepione wrota i dźwigi wypchnęły w próżnię z Sezamu ogromny metalowy cylinder, przeznaczony na laboratoryjną kwarantannę sond. Harrach zdawał się szczególnie usatysfakcjonowany tym fortelem; jakkolwiek inni zaaprobowali taktykę Steergarda, współpraca szła zgodnie, lecz bez entuzjazmu: nie było z czego się cieszyć. Natomiast pierwszy pilot ani myślał ukrywać swego nienawistnego zadowolenia, że złamią tej wojowniczej bestii planetarnej kark. Nie mógł się wprost doczekać powrotu ładowników i to niosących najgorszą zarazę, jak gdyby w zamiarze ekspedycji leżała brutalna konfrontacja sił. Słuchając jego wynurzeń, Tempe, nieskory do ich komentowania, myślał sobie, jakie też zmiany psychiczne Harracha bez wątpienia notuje GOD i wprost wstydził się za kolegę, ponieważ chwilami i on sam nie umiałby rzec, co wpli: aby narosły w załodze zapiekły gniew okazał się bezzasadny, czy żeby tamci wymusili na nich najgorszą z możliwych decyzji. Tak, on sam też widział już w tej cywilizacji wroga, bezwzględne zło, które samą swoją istotą usprawiedliwia ich poczynania. Już nic nie było okryte tajemnicą. Solaser, wygaszony i zamaskowany, ładował się energią słoneczną nie dla sygnalizacji, lecz dla zadawania laserowych ciosów. Po 48 godzinach chmura holograficzna dała znać, że posłańcy wracają. Ładowniki miały się odezwać w ultrakrótkim paśmie poza orbitą, po której krążyły szczątki Księżyca: sygnalizować zaczął wyraźnie tylko jeden. Drugi nadawał niezrozumiałą plątaninę kodów. Steergard podzielił swoich ludzi na trzy zespoły: pilotom powierzył wyprowadzanie fałszywego "Hermesa" na dosłoneczną trajektorię, fizykom — przyjęcie ładowników w cylindrycznej komorze, oddalonej o kilkadziesiąt mil od "Hermesa", a lekarzom i Kirstingowi — biologiczną auskultację ładowników, jeśli drugi zespół uzna to za dopuszczalne. Chociaż tak rozdzielona, załoga orientowała się w całokształcie sytuacji — Harrach i Tempe, śledząc pustego olbrzyma, który bez pośpiechu ruszył w swoją drogę, choć się jeszcze na jego kadłubie iskrzyły ogniki automatycznych spawarek, wciąż porozumiewali się interkomem z grupą Nakamury, oczekującą ładowników. Polassar nie wykluczał zwyczajnej awarii w bełkocącym trzy po trzy nadajniku; Harrach był bardziej pewien tego, że to robota Kwintan, niż tego, że ma dwie nogi; Harrach po prostu chciał, żeby podstęp Kwintan wylazł najrychlej jak szydło z worka i żeby im stanął laserową kością w gardle. Tempe milczał, rozważając w duchu, czy tak zacietrzewiony człowiek może jeszcze pełnić odpowiedzialną funkcję pierwszego sternika. Widać mógł, skoro GOD nie doniósł dowódcy o jego stanie. A może wszyscy już ulegli pospólnemu szaleństwu? Cylinder kwarantanny cały w świetle okrążających go reflektorów przyjął rozwartą paszczą ładowniki. W centrali ich nadzoru fizycy, po wstępnym badaniu przeprowadzonym przez automaty, nie mogli zadecydować, czy jeden uległ uszkodzeniu przypadkowemu, czy rozmyślnemu: bardzo to rozgniewało Harracha, bo wiedział lepiej: czarna robota Kwintan! Po godzinie okazało się jednak, że sonda straciła część anteny i dziobowego promiennika przy zderzeniu z jakimś niewielkim okruchem meteorytowym lub odłamkiem metalu. O kolizję nie było w tym układzie trudno.
Na oddalającym się pustym bliźniaku "Hermesa" tlały w mroku ostatnie kładzione spawy, można mu już było dać ciąg, lecz z tym musieli piloci czekać na rozkaz dowódcy. Ten jednak nie odzywał się, czekał bowiem z kolei na wynik ekspertyzy: w jakim stanie wróciły ładowniki — last but not least — jakie przywiozły wieści?