9
Stała tak i patrzyła na niego myśląc, co to znaczy, co to wszystko znaczy. Jakiś niepokój rósł powoli w piersiach, w gardle, we włosach. Znad stawów przykrytych zielonym
aksamitem
rzęsy nadchodziła niespiesznie sarna Malwinka. Wąchała po drodze jakieś zioła, szczypała listki z krzaków, demonstrując wszystkim, że na tym folwarku ona jest panią. Strasznie duszno, musi być w końcu burza, pomyślała z rozpaczą Helena.
On stał niedbale przed nią, jak zwykle pod słońce, i to było dziwne, że zawsze instynktownie skrywał twarz. Ale włosy płonęły na jego głowie jak chrust i coś w oczach, jakiś rodzaj przenikliwości lub niespokojnej inteligencji, błyskało gwałtownie i gasło. Jemu też było duszno. Widziała niespokojny puls u nasady opalonej szyi.
|