Stróż chrząknął, nieco udobruchany.
- Wielmożni panowie radni, ojcowie miasta.
Szlachetnie urodzeni
- odparł srogim głosem. - Napatrzyliście się? No to zmykać, chłystki!
Promień zacisnął zęby i jeszcze przez zakończeniem tej mówki zaczął się oddalać. "Szlachetnie urodzeni"! Też coś! Gdyby jeden z tych... tych... osobników pojawił się jakimś niepojętym sposobem w jego dawnym domu, matka dostałaby spazmów, a ojciec kazałby wyszorować podłogę po takim gościu. Doprowadzony do pasji, wyciągał nogi, aż zasapany Myszka nie mógł za nim nadążyć.
|