A przecież z tamtej przeszłości wywodzi się mój początek. Ta pani w ogromnym kapeluszu ze strusich piór, tak wtedy modnych, mogła być moją Babką, kiedy na promenadzie w Nicei... Morze na obrazie aż okrutnie niebieskie jest nieruchome jak na fotografiach woda w kanałach Wenecji czy Morze Tyrreńskie wśród białych skałek Zatoki Neapolitańskiej.
A bukiecik fiołków? Kilkanaście lat temu, w drugi dzień święta Wielkanocy znalazłam się przy świątecznym stole u bardzo już starej pani Dzierżkowej w jej domku w Leśnej Podkowie. Wśród licznych gości była pewna pani, której nazwiska niestety nie pamiętam, a z rozmowy z nią wynikło, że znała Marytkę Uniechowską. Dowiedziawszy się, że jestem jej córką, pani ta zaczęła wspominać moją Matkę, jaka to Marytka była ładna,
ochy i achy
, aż przypomniała sobie, że była na jej pogrzebie. I z wielkim przejęciem opowiedziała mi, jak to nieoczekiwanie jakiś adorator zmarłej obsypał jej trumnę - fiołkami... Zdębiałam. Przecież byłam na pogrzebie mojej Matki... Co prawda mała, wciśnięta między dorosłych, przejęta i ogłupiona niewiele widziałam. Ale fiołki? Pogrzeb był jesienią. Trwała wojna sowiecko-niemiecka. Więc skąd fiołki...?
A może to wspomnienie starszej pani było takim samym surrealistycznym akcentem, akcentem ostatniego dnia ziemskiej podróży Marii de Liguori-Uniechowskiej - jak i bukiecik fiołków wkomponowany w twarz kobiety z obrazu René Magritte'a...?
|