Nie trzeba tam wymowy żadnej Cycerona,
Gdzie perorę zaczyna potężna Mamona.
Sam widok tego worka wystarczył - aż mnie obrzydliwość zdjęła. Powiem ci, księże, że dłuższy by o konia, muła, owszem, o osła był targ niźli o skarb tak nieoszacowany, od tylu wieków walor mający! - Straszne, niebywałe rzeczy... Kanonik Boćkowski zgarbił się na krześle, poczciwymi zatroskanymi oczyma wodząc za wojewodą. - Boże wielki! - szepnął po chwili. - Mniejsza o tego sprzedawcę... ale co Wasza Dostojność robisz? Toż to grzech! Straszliwy grzech! - Grzech - powtórzył spokojnie pan Sapieha. - Świętokradztwo... symonia... obraza papieskiego majestatu, grzech śmiertelny, odpuszczenia nie mający... - Tak jest, grzech śmiertelny - powtórzył pan Sapieha. - Wasza Dostojność! Na miłosierdzie Boga! Jeszcze czas! Dogonię Włocha! Jeszcze nie spełniona zbrodnia, jeszcze można cofnąć; ja zatrzymam... - Ja zaś mówię ci, księże, że z tej izby nie wyjdziesz. I powiem ci więcej. Gdyby sam Lucyper w tej chwili stanął przede mną i powiedział, iż za ten postępek potępiony będę, jeszcze bym się od tego nie cofnął. - Jezus Maryja! - jęknął kanonik, żegnając się z trwogą. Ale wojewoda nie zwracał już nań uwagi. Otworzył okno i zapatrzył się w gwiaździste niebo. - Ej, Kodniu mój, Kodniu! - zawołał z tęsknotą. - Zali wiesz, jakie szczęście rychło ciebie spotka?! I łzy stanęły mu w oczach. Perłowy świt ledwie rozpędził mrok nocy; świat wyglądał niby mleczna bania ze szkła czarodziejskiego z Murano, przesiewająca tęczowe blaski przez matową białość. Wśród mgły porannej i nalotu srebrzystego rosy ludzie ruszali się cicho i miękko jak widma. Powietrze było
rzeźwe
, lecz dzień zapowiadał się gorący.
Mimo wczesnego ranka tabor wojewody był już gotowy do drogi. Pachołkowie kręcili
się jeszcze przy wozach, układając łuby i dociągając sznury. Wielka karoca poszóstna,
przednią skórą wyłożona i pokryta, pozostać miała w gospodzie, gdyż pan Sapieha
nie chciał brać ze sobą na łowy sprzętu wymagającego szerokich dróg. Piękna
szóstka bułanych szła przyczepiona luzem za wozami.
Z żalem spoglądał pan Hornowski na karocę, na wielki kocioł miedziany i dwie
|