Strzały z przyjaźni, miłości i współczucia
W marcu 1925 roku niezwykłe zainteresowanie sądowej publiczności wzbudził proces studenta Politechniki Warszawskiej,
Dionizego
Smoleńskiego, który mieszkał przy ulicy Zgoda 6 razem z kolegą, Bohdanem Gablerem. Jeden miał kłopoty materialne, drugi posprzeczał się z narzeczoną, a obydwu nie najlepiej szła nauka i nie widzieli dla siebie przyszłości. Postanowili popełnić samobójstwo. Gabler napisał pożegnalny list do swej dziewczyny. Smoleński strzelił najpierw do kolegi, a potem do siebie. Mając świadomość, że się nie zabił, usiłował wypalić drugi raz we własną skroń. W tym momencie potrącił go przytomny jeszcze przyjaciel i druga kula ugodziła właśnie jego.
W szpitalu znaleźli się na sąsiednich łóżkach i przyjaźnie rozmawiali. Następnego dnia Gabler zmarł. W sądzie bronił jego kolegę znakomity mówca sądowy, adwokat i poseł Eugeniusz Śmiarowski. Przyjęto, że Smoleński zabił przyjaciela "wskutek nalegań i przez współczucie dla niego"; skazany został na półtora roku twierdzy.
|