Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_1202900000128
Tytuł: COŚ SIĘ KOŃCZY
Wydawca:
Źródło: Miesięcznik Literacki nr 3
Kanał: #kanal_prasa_miesiecznik
Typ: #typ_publ
Autorzy: Ryszard Wójcik,  
Data publikacji: 1970
. Jest dość jasno, trochę może za jasno, ta rozmowa odbyć się powinna w półmroku, w dyskretnym półmroku staroświeckiej naftowej lampy, najlepiej tej, która stoi teraz w strzępach pajęczyny, tam na fortepianie. Ale nauczycielce widocznie to światło dogadza — stary jedwabny abażur z frędzlami leży w kącie na podłodze. Obara rozgląda się ciekawie, wygłodniały łowi smakowity zapach podsmażanej cebuli dolatujący z sąsiedniej izby. Nauczycielka przygotowuje dla niego kolację: jajecznicę na kiełbasie.
A więc to jest ten pokój — myśli, a ręka sama błądzi po rzeźbionych w lwie głowy oparciach dębowego fotela. — To jest ten fotel… Siedziała na nim wtedy pod cembrowiną studni. A tam jeszcze jedne drzwi… Widocznie sypialnia. W sypialni — pies? Sądząc po naszczekiwaniu i warkliwym ciągłym ujadaniu — jakiś mało inteligentny wiejski kundel… Na ścianach zatarte sztychy z wyraźnym piętnem Młodej Polski. Charakterystyczne powoje i bluszcze. Brązowe fotografie na grubym kartonie, w owalach brodate i wąsate twarze mężczyzn… Trzeba do tego wszystkiego dojść, trzeba odgrzebać korzenie. Wypełnić lukę. Rodowód… Zapach tamtej literatury. Epoka. Czy ona zechce… W takim razie dlaczego napisała: …mam teraz dużo czasu, trzy dni w tygodniu wolnego, nie licząc niedziel, jeśli Pan łaskaw mnie odwiedzić — całym sercem witam… Podobno audycję przeżyła jak tryumf. Drwiono z jej listów pisanych do województwa, bo na kopertach dopisywała : nauczycielka z telewizji… Pewnie plotka! Wezwano ją jednak na audiencję do KC. Przyjechała w nowych pantoflach do Warszawy… Detale. Okruchy. Zlepić to jakoś razem. To wnętrze: siedzi w nim ugruntowany latami zapach zleżałej starzyzny. Kurz na stercie byle jak złożonych nut aż nadto widoczny. I dywanik — wytarty do dziur. Kozetka w jednym miejscu szczerzy druty sprężyn. Ubogo, prawie nędznie.
— Zrobiłam kawy! — drzwi kopnięte z rozmachem odskakują. Wielosławska wyprzedza Obarę i z impetem stawia na stole coś… To warte jest osobnego opisu: wielka, z pociemniałego srebra, zdobiona taca! Rzemieślniczy wytwór wiekowej daty. W srebrnych grawerowanych uchwytach — dymiące szklanki… Minę ma Wielosławska uroczystą, podniosłą: