Kochani! Złotówka to był dobry pieniądz! Cztery i pół złotego stał dolar. Pięć groszy kosztowało w mieście jajko i gazeta "Mały Dziennik", wydawana przez ojca Kolbego w Niepokalanowie! Za złotówkę można było kupić kilo cukru!
Krążył więc Wiluś za swoim panem. Przystawali na podwórzach, dwuskrzydłowy kram wabił koralikami, celuloidowymi zapinkami, motkami wstążek, grzywą tasiemek i sznurowadeł, tuzinami guzików zerkających z płaskich pudełek, przemycanymi z Czech igłami, agrafkami i pierścioneczkami ze szklanym oczkiem... Wilhelm towar zachwalał z humorem, rymowankami, łypał okiem do
biodrzastych
dziewuch. Przeczesywał bujny włos, a usteczka składał, jakby gotów był całować... A my go pamiętamy jako łysonia z wypukłym, mądrym czołem i kędziorkami nad karkiem jak na kuprze u kaczora. Ten gest przygładzania włosów jednak mu pozostał i kiedy po latach za stołem w prezydialnym gronie zasiadał, zdawało się, że się w czoło dyskretnie puka, jakby zdziwiony pytał: "A cóż ja tu robię?"
Wiluś podobał się frelkom, choć bywało, że dostawał publicznie kosza. Pamiętam, jak na wieczorze autorskim wyznał, że mu dziewczyna na zaloty odburknęła:
|