Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: IJPPAN_k123586
Tytuł:
Wydawca: Wydawnictwo Super Nowa
Źródło: Metamorfozy
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Witold Jabłoński,  
Data publikacji: 2004
wiadomym sposobem niejadowitego węża, który miał strzec odtąd owego rajskiego przybytku, zjadając myszy, szczury, a nawet małe ptaszki. Wypytywał mnie z pewnym niepokojem, czy nie mam nic przeciwko temu, aby hodował owego gada i dokarmiał go mlekiem. Wiedziałem dzięki moim przyjaciołom z dzieciństwa, iż niejadowite węże u Prusów i Litwinów były uważane za święte i stanowiły ozdobę niejednej pogańskiej świątyni, toteż ku wielkiej radości młodzieńca wyraziłem zgodę na spełnienie jego zachcianki.
Wśród legionów niewiast, pielgrzymujących do mej pracowni, zjawiła się pewnego razu wcale gładka dziewka o wyglądzie początkującej hetery. Twarzyczkę miała wdzięczną, istną buzię upadłego aniołka, oczy palące i duże, kibić wiotką i zgrabną, wdzięcznie przy tym opadały jej na plecy bujne, misternie utrefione, czarne jak sadza kędziory. Odziana wprawdzie była skromnie, ale też niebiednie i schludnie. Zaskoczyło mnie, że w przeciwieństwie do innych przedstawicielek swojej płci, zupełnie nie zwracała uwagi na postawnego Litwina, lecz goniła za mną zaciekawionym spojrzeniem. Ja sam poczułem w sercu na jej widok drgnienie sympatii i przez głowę przemknęła mi myśl, że z pewnością łatwo znajdę z ową niepospolitą dziewką wspólny język. Przypominała mi nieco niezapomnianą księżnę Eufrozynę, chociaż była znacznie ładniejsza. Kiedy przyszła jej kolej, nalegała dźwięczącym jak srebro głosikiem, abyśmy mogli rozmówić się sam na sam. Przystałem na to, zaintrygowany jej śmiałością i bystrym, pełnym figlarnych iskierek spojrzeniem. Zjawiła się późnym wieczorem, okręcona barwną, pięknie wyszywaną chustą i tchnąca na milę drogimi pachnidłami. Byłem przyjemnie ujęty owymi zabiegami, świadczącymi, że dziewka gotowa jest uczynić wszystko, aby mnie sobie zjednać. Zamknąłem drzwi do pracowni na cztery spusty i przykazałem Witenesowi strzec wejścia, aby nam nikt nie przeszkadzał, po czym rozlałem wino do pucharów. Przybyła wychyliła bez wahania swój kielich duszkiem, jak sądziłem, aby nabrać odwagi przed wyłuszczeniem sprawy, z którą do mnie przyszła. Od razu zresztą wykazała dużą odwagę i spore do mnie zaufanie, skoro cieszyłem się we Wrocławiu wątpliwą sławą truciciela. Otarłszy karminowe wargi trzymaną w rękawie sukni lnianą szmatką, przystąpiła natychmiast do rzeczy.
- Zapewne zdziwi cię, mistrzu Witelonie, wiadomość, że jesteśmy jakby spowinowaceni - oznajmiła. - Twój szwagier, znany świdnicki piwowar, jest moim ojcem. Niestety, pochodzę z nieprawego łoża, podobnie jak ty, czarodzieju. Na imię mam Jagoda.