Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: IJPPAN_k12419
Tytuł:
Wydawca: Świat Książki
Źródło: Kronika wypadków miłosnych
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Tadeusz Konwicki,  
Data publikacji: 1974
- A moja sytuacja jest kompletnie beznadziejna - rzekł cicho Witek w stronę okna, za którym podnosiła się do nieba rzedniejąca nocna mgła.
Krwawy dramat miłosny. W niedzielę w południe przed szpitalem Czerwonego Krzyża rozegrał się dramat miłosny. W szpitalu tym mieści się szkoła pielęgniarstwa. Kursistką tej szkoły była Mada Jelonek, którą odprowadzał do szkoły Stefan Karpp, urzędnik. Przed samym wejściem do szpitala Karpp dobył nagle rewolweru, kierując broń w stronę Jelonkówny. Padły dwa strzały. Obie kule trafiły w pierś kobietę, która padła na bruk. Zabójca skierował następnie broń do własnej piersi. Znów padły dwa strzały. Karpp legł obok Jelonkówny. Na odgłos strzałów wybiegły ze szpitala pielęgniarki z kierowniczką na czele oraz część personelu z sąsiedniego instytutu oftalmicznego . Oboje rannych wniesiono na noszach do szpitala i umieszczono na V oddziale chirurgicznym. Lekarz stwierdził u obojga stan bardzo ciężki. Na miejsce przybyła policja, wszczynając dochodzenie. W kieszeni Karppa znaleziono pisaną przezeń kartkę o treści: "Zabiłem i samobójstwo popełniłem z całą świadomością. Czynię to z powodu porzucenia mnie przez Jelonkównę".
Greta szła powoli w długiej, białej koszuli albo jedwabnej sukni ślubnej. Szła nie dotykając bosymi stopami ziemi, kilkanaście centymetrów nad trawą lśniącą silnie w oślepiającym świetle księżyca. Potem odwróciła sennie głowę zmieniając kierunek swojej wędrówki i zaczęła podchodzić coraz bliżej do okna, i Witek poczuł na sobie jej spojrzenie, i nie wiadomo dlaczego przeraził się raptownie, i w popłochu tej dziwnej grozy obudził się z jękliwym westchnieniem.
Najpierw poznał własne łóżko, skotłowaną pościel, niklowe kule wieńczące kratę wezgłowia. A potem zobaczył przy komodzie tego mężczyznę, co kiedyś szukał murowanej szkoły, i pokazał drzewo, na którym powiesił się ojciec. Ten nieznajomy człowiek ubrany był jak przedtem w krótki płaszcz uszyty z dziwacznej materii, jakby przesyconej deszczową wodą, na głowie miał czaimy, skórzany kaszkiet połyskujący teraz seledynowym blaskiem księżycowej pełni.