Jesteśmy nieco spóźnieni. Mijając Yokosuka, gdzie usadowiła się potężna baza US Navy, jedziemy wzdłuż wybrzeża na południe, kierując się ku oceanowi. Słoneczny sobotni poranek 26 listopada. Autostrada jest pusta. Pożółkłe drzewa kołyszą się lekko na porannej bryzie; zza mgieł wyłania się błękit zatoki zostawionej po lewej stronie. Wokół piętrzące się góry i wzgórza, skała przebijająca ziemię. Wszystko skąpane w niskim słońcu. Dzień dobry, Nippon.
Używając sztampy można by napisać, że Aburatsubo to mekka japońskiego żeglarstwa. W rzeczywistości jest to jeden z najpiękniejszych naturalnych portów jachtowych, jakie widziałem. Głęboka skalista zatoczka, otoczona sięgającymi pod niebo ścianami. Można stać tu spokojnie, nawet gdy cyklon szaleje w okolicy. Malowniczy krajobraz, otwarte wyjście na zatokę Sagami, a stamtąd na Pacyfik. Jedyny mankament: przydałoby się, by zatoczka była kilka razy większa. Już dziś jest pełna jachtów, a przecież żeglarstwo w Japonii dopiero
powstaje
.
Z parkingu idziemy przez szeroki plac, szczelnie zapełniony stojącymi na wózkach jachtami. Kto nie znalazł miejsca na wodzie, kotwiczy na lądzie. Dotyczy to głównie małych jednostek. Kilku skośnookich chłopców z załogi „Fuji III” wybiega nam naprzeciw. Bez ceremonii odbierają mi żeglarski worek, witają, odpowiadają, pytają.
|