- Eliade Ionesco, do usług. Blond Valentino to mój sceniczny pseudonim. Nie chciałem przynosić wstydu mojemu świątobliwemu braciszkowi, który i beze mnie ma dosyć kłopotów. Bo na pewno chluby mu nie przynoszę. Dałem nogę z papieskiego Krakowa, żeby prowadzić rozwiązłe życie w Warszawie.
Uśmiechnął się znowu bardzo ładnie, kusząco. "Prowadzić rozwiązłe życie w Warszawie". Brzmiało to jak z taniej łotrzykowskiej powieści, ale w umyśle detektywa te słowa wydały się pełne ciekawych zapowiedzi i nęcących obietnic. Nagle zrozumiał dwuznaczność ohydnego
wierszyka
, nabazgranego na ścianie hotelowej toalety. Wszystkie dotychczas przypadkowe wątki zbiegły się w jednym punkcie.
- Jarowit mówił mi – szczebiotał Eliade, układając się wygodniej na tapczanie – że to, jak się nazywam, najlepiej określa moją osobowość. Imię emanuje mistycznym erotyzmem, demonizmem i marzeniem o androgynii. Nazwisko określa groteskowość i absurdalność tych rojeń. Jestem uosobieniem tej pozornej sprzeczności, syntezą przeciwieństw, czyli tak zwaną prajednią bytu. Tym wszystkim, czego ludzie najbardziej pragną i do czego najbardziej boją się przyznać.
|