iego wiatru.
- Może nie - zgodził się ze mną. - Ale zapowiadali śnieg z deszczem.
Odpocznij. Spotkamy się na wiosnę.
- Serdecznie zapraszamy, jak śniegi stopnieją - dodała Elka.
Gdzieś jechali do miasta. Z kimś się tam umówili. Szkoda, miałam nadzieję,
że przynajmniej poczęstują mnie herbatą. Nie umiałam się cieszyć, że nie ma
warunków do latania. Wściekałam się na siebie. Mam problem do przełamania i
jak się z tym nie uporam, to oszaleję.
Siedziałam na przystanku, czekając na pekaes. Dyskretnie
ocierałam
łzy. - Cześć, Milka - usłyszałam nagle znajomy głos. Bałam się podnieść wzrok. Z szarych półbutów wystawały skarpetki w ukośną szkocką kratkę. Nogawki spodni drżały na wietrze. To był Marek. W końcu musiałam spojrzeć mu w oczy. Ubrany jak do miasta, nie jak do latania. Na to rozpięta kurtka, pod którą hulał wiatr. W czapce z daszkiem. Bez szalika i bez rękawiczek. Przez chwilę próbowałam policzyć kieszenie w jego kurtce. Osiem albo dziewięć... Nie mogłam się skoncentrować. -. Wracam z Austrii i wpadłem po drodze do Stochwiczów. Oni handlują sprzętem paralotniowym. Przywiozłem im ciekawe prospekty - wyjaśnił. Nadjechał autobus. Podniosłam się niechętnie. Szkoda, że nie możemy dłużej porozmawiać - Zostań - przytrzymał mnie w żelaznym uścisku. - Elka powiedziała mi, że tu jesteś. Zapraszam cię na kawę. - Ty... bawole! - krzyknęłam. - Jak mogłeś przysłać mi taki horoskop? Uważasz mnie za kretynkę? Ja daję więcej miłości niż dostaję? I co? Ostrzegasz mnie, żebym się w tobie nie zakochała? Boisz się, że będę zadręczać cię miłością i delikatnością? Coś ci się zupełnie pomyliło. Mogłam na niego krzyczeć. Wiedziałam już, że zawalił się cały mój świat. Nie miałam nic do stracenia. - Kto ci to przetłumaczył? - zapytał. - Jadwiga, oczywiście. Chodziła ze mną do szkoły i była pupilką naszej germanistki. - To trochę nie tak - rzekł z namysłem. - Wiesz co, ja to przetłumaczę dla ciebie. Nie zmienię żadnej informacji, tylko przekażę to wszystko inaczej. - To było okropne - westchnęłam. - Co zdanie to cios. Wyszło z tego, że nikt mnie nie kocha i do niczego się nie nadaję. - Chodź na kawę. Porozmawiamy. Zaprowadził mnie do niewielkiej przytulnej kawiarenki. Na podwórzu stały stoliki z parasolami. Weszliśmy do środka.
Marek znalazł stolik w kącie sali. Zamówił jeszcze lody.
- Nareszcie się spotkaliśmy - powiedział. - Co do horoskopów to mam bardzo
zimny stosunek do tej zabawy. Ten jednak puściłem paru osobom i wszystko
idealnie się zgadzało.
- Ale nie u mnie - zaprotestowałam.
- Wydaje mi się, że to jest napisane w jakiś taki sposób, że zawsze pasuje -
zastanawiał się. - Spróbuję sam to przetłumaczyć z niemieckiego i przyślę ci
moja wersję. Zobaczysz, n
|