Podniósł ją z głupią miną i pomyślał o ojcu. Nie ma co, ładnie go urządził. Dymał staruszek ponad dwadzieścia kilometrów na rowerze w takim górzystym terenie paskudną szosą po ciemku. W dodatku rower ciężko chodzi. Karlik nie pamięta już nawet, kiedy go oliwił i czyścił. A gdyby rower był zepsuty? To co? Strach pomyśleć.
Pokręcił głową i
nękany
wyrzutami sumienia, z pompką na ramieniu, ruszył naprzód. Nagle nogi wrosły mu w ziemię... O kilka kroków od siebie zauważył człowieka w płaszczu, pochylonego nad ziemią. Usłyszawszy chrzęst kroków, nieznajomy podźwignął się szybko. Na widok Karlika skrzywił się niezadowolony i zaczął pomału ocierać ręce o płaszcz.
"To ten sam" - pomyślał Karlik czując, że robi mu się zimno. Po raz pierwszy widział go z bliska. Nie wydawał mu się tak wielki, jak wtedy wieczorem. Był nawet niższy od ojca, tylko grubszy. Miał gęste brwi i brzydką, ziemistą, pełną krost cerę.
|