Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_1102000000009
Tytuł:
Wydawca: Znak
Źródło: Liberalizm strachu czy liberalizm odwagi
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_publ
Autorzy: Król Marcin,  
Data publikacji: 1996
owadza nieuchronnie do buntów społecznych, a wobec tego trzeba dla dobra wolności cenić i poszerzać zakres równości. Czy jest tak, że jeżeli choćby jeden z tych elementów stanowi silny fragment mojej postawy wobec świata, to nieuchronnie przechodzę na nieliberalne pozycje. Czy zatem, skoro chcę, a chcę, być liberałem, to muszę wyrzec się wiary, przekonania o tym, że naród to cenna wspólnota, przywiązania do tradycji i wrażliwości na nierówność społeczną, zwłaszcza w zakresie szans i możliwości?
Nie chciałbym i nie muszę. Dwudziestowieczny liberalizm obronny, liberalizm strachu jest wynikiem straszliwych zaiste doświadczeń wieku XX, ale jeszcze w drugiej połowie wieku XIX sądzono, że liberalizm da się pogodzić z nacjonalizmem (Bismarck), z religijnością (Lord Acton), z tradycją i religią (Tocqueville lub Burckhardt), wreszcie z ideą równości (choćby Jaures). Wszyscy wspomniani myśliciele, a także zapewne najwybitniejszy spośród nich i tu jestem gotów dowodzić mojego wyboru - Fryderyk Nietzsche, właśnie w potrzebie, ale i umiejętności wykorzystania wolności upatrywali wielkość człowieka i wielkość myśli liberalnej. Dla nich wszystkich, tak jak potem dla Jacques'a Maritaina, dla Simone Weil czy dla George'a Orwella, dla Alberta Camus, dla W.H. Audena czy dla Tomasza Manna, wolność uzyskana dzięki coraz szerszemu stosowaniu doktryny liberalnej stawiała człowieka wobec zupełnie nowych problemów, ale były to problemy, które - jak zawsze wszystkie wielkie problemy filozoficzne bądź duchowe - nie miały jednoznacznego rozwiązania. Liberalizm zmieniał formy ludzkiego dramatu, ale nie pozbawiał człowieczeństwa dramatycznego wymiaru. Liberalizm był aprobowany, bowiem demokratyzował romantyzm i zmuszał do dokonania następnego kroku. Trzeba było teraz w społeczeństwie, w którym wolność należy się wszystkim, znaleźć sposoby na zrozumienie dramatu jednego z wielu wolnych ludzi. Tragedia Lorda Jima, dzieje Hansa Castorpa czy postać doktora Rieux, to historie ludzi takich samych jak my, a jednak ludzi niezwykłych. Niezwykłych niekoniecznie potęgą własnego charakteru, lecz okoliczności, w jakich się znaleźli i musieli żyć. Liberalizm ten nie miał już nic wspólnego z pojęciem honoru, które we współczesnych społeczeństwach przestało funkcjonować, ale wszyscy wspomniani i nie wspomniani bohaterowie literaccy dążyli do ideału w zupełnie nowych i tym bardziej ekscytujących okolicznościach. Już kończyły się czasy Jeana Sorela, już nie struktura rzeczywistości publicznej była przyczyną tragedii i rozterek, teraz wolna jednostka sama musiała podejmować walkę o sens i o ideały. Tak pojmowany wpływ liberalizmu był niezwykle twórczy, ale nie był to liberalizm klasy średniej i burżuazji, w niewielkim stopniu myślano o liberalizmie gospodarczym (raczej go uprawiano), a przede wszystkim o tym, co uczynić w sposób sensowny z tym sukcesem i darem, jakim okazała się wolność. Mówiąc krótko, bez Johna Stuarta Milla nie byłoby ani Nietzschego, ani Conrada.
Kiedy bohaterowie Grahama Greena, jak na przykład Scobie, przeżywają jakże wydawałoby się banalny dramat zdrady, to zdrada jest dlatego tak właśnie niebanalna, że jest on wolnym człowiekiem, który z jednej strony ma prawo kochać, kogo chce, a z drugiej wierzy w przysięgi składane przed Boskim obliczem, zwłaszcza w przysięgę małżeńskiej wierności. Dramat Scobiego byłby niemożliwy, gdyby nie istniało społeczeństwo liberalne, nie dlatego, że przedtem ludzie się nie zdradzali, ale dlatego, że zdrad