Było puste. Na wytartym aksamicie widniały jakieś nikłe kruszynki, pył zaledwie. Ona nie zadrwiła ze mnie. Ofiarowała mi coś, co było dla niej znakiem pewności. Nieśmiertelnik.
Ale przecież ja nie potrzebowałem tego potwierdzenia, ja wiem. Tępo wodziłem palcem po aksamitnej wyściółce, pod wieczkiem rozdziawionym w
niemym
okrzyku.
Ojrzanów 1994
|