Fiodor Aleksiejewicz na czas mojej choroby przeniósł się pod piec, gdzie spał na kożuchu wprost na podłodze, bo na przypiecku by się nie zmieścił. Tak zarządziła Aksinia, kiedy okazało się, że mam wysoką gorączkę.
Wyrywałyśmy buraki na polu przy pierwszych przymrozkach. W bruzdach woda
pozamarzała
, ale kiedy się po nich stąpało, nogi grzęzły w lodowatej mazi. Ręce grabiały, osuwały się po śliskich przemarzniętych liściach. Robota była ciężka, ani dla niej, ani dla mnie nieodpowiednia, podejrzewam nawet, że nieodpowiednia dla nikogo. Po kilku dniach dostałam dreszczy, potem straciłam przytomność. Odzyskałam ją pod pierzyną. Aksinia na siłę karmiła mnie rosołem z kury, która przecież niosła jajka. Tak mnie to wzruszyło, że przełykałam z trudem tłuste oka.
Gorączka spadła, ale byłam taka słaba, że nie mogłam się podnieść o własnych siłach. Kiedy Wala przywiozła dziecko, Aksinia opowiedziała im, że właśnie uciekłam popu spod łopaty.
|