- Trzy siostry i trzech braci, proszę pani. Jestem
środkowy. Mówią na mnie kreska siódemki. Fajnie,
proszę pani, prawda?
Plótł tak, co mu ślina na język przyniosła. Powiedział kobietom, że matka dojeżdża do pracy. Wychodzi z domu o piątej, wraca wieczorem. Ojca uśmiercił. Wypadek. Dawno temu, ledwie pamięta pogrzeb. Samego ojca nie, tylko to, że parę razy
wlał mu
pasem. Nie wie, za co, może co stłukł? Szybę u sąsiadów? Mógł kopać piłkę, taką szmaciankę, pani wie. Twarda i ciężka jak kamień. Teraz ma już prawdziwą. Dzieli się nią z młodszymi...
Zupełnie łatwo jest nabrać ludzi. Jak łgać odpowiednio,
a poważnie, można im sprzedać, co chcesz. W każdym
razie te dwie kupiły wszystko; i gruźlicę najstarszego
brata, nie ma go w domu, leczy się w sanatorium - dodał
prędko, zaniepokojony wyrazem twarzy starszej z kobiet. Albo
brzydzi się, albo boi, na jedno wychodzi, jeszcze go przepędzi,
że zarażony, albo, taka dobra, zechce odwiedzić. Ze starymi
nic nie wiadomo. Może zbiera dobre uczyn
|