24, poniedziałek
Dziś przyjechał tłumacz holenderski Gerard Rasch. Tłumaczył mój Syf. Kupił sobie w antykwariacie Wióry, za - jak podkreślał -
pięciokrotną
cenę. Rasch - niezwykła postać, chudy, ciemne włosy w strąkach, okulary, oczy bardzo bystre, błyskotliwy, po polsku mówi bardzo dobrze, bogatym językiem. W filmie mógłby grać krytyka literackiego albo ubogiego pisarza, gruźlika. Jest fajny, bezpośredni, ujął mnie, bo tłumaczył Bruno Schulza, od niego zaczynał polszczyznę! Polubiłam go, złapaliśmy natychmiast kontakt. Był w "Czytelniku", mówi, że pytał o mnie Konwickiego, a Konwicki, który przecież niby mnie nie zna, powiedział: "Była przedwczoraj, ale ona przychodzi zawsze we wtorki".
28 października, piątek
|