Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PELCRA_2003000000005
Tytuł:
Wydawca: Wydawnictwo Literackie
Źródło: Fiasko
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit_proza
Autorzy: Stanisław Lem,  
Data publikacji: 1987
a po wyłączeniu pola jądra oddają wmuszaną im energię. Każdy pierwiastek tablicy Mendelejewa drga wtedy właściwym sobie rezonansem. Utrwalony w receptorze obraz staje się nuklearnym portretem przecięcia, na którym sekstyliony atomów pełnią rolę kropek zwykłej poligraficznej siatki drukarskiej. Dobrą stroną nukleoskopii wielkiej mocy jest jej nieszkodliwość dla prześwietlanych obiektów materialnych, więc także żywych istot, złą zaś to, że stosując taką moc, nie można ukryć jej źródeł nadawczych.
Podług zleceń fizyków GOD odfiltrował ze zdjęć każdej płaszczyzny przekroju spinogramy pierwiastków szczególnie zdatnych do technologicznego wykorzystania. Dobór ten miał założenia całkiem pewne, lecz jedyne, jakim dysponowali: analogię kwintańskiej i ziemskiej technosfery, chociażby częściową. Jakoż w głąb skorupy prześwietlonego globu wchodziła niewyraźna sieć wyrysowana wanadowców , chromowców i platynowców z grupy ciężkich jak osm i iryd. Podpowierzchniowe nitki miedzi sugerowały kable energetyczne. Spinogramy obszaru dotkniętego lunoklazmem ujawniły chaotyczne mikroogniska spustoszeń, a przekrój gwiaździstego tworu nazwanego Meduzą wyglądał jak bezładne rumowisko ze śladami uranidów. Tam też wykryto wapń. Na ruiny zabudowań mieszkalnych było go za mało; osadowych zeskaleń grunt nie wykazywał wcale i stąd poszło domniemanie, że są to milionowe szczątki żywych istot — przed zgonem lub po zgonie podległych radioaktywnemu skażeniu, gdyż spory procent wapnia był jego izotopem, powstającym tylko w szkieletach napromieniowanych kręgowców. Odkrycie to, co prawda tylko jako niepewna poszlaka, przy całym swoim okrucieństwie zawierało przecież szczyptę otuchy. Dotychczas nie mogli wiedzieć, czy ludność Kwinty składa się z żywych stworzeń, czy może jakichś niebiologicznych automatów, dziedziców wygasłej, ongiś żywej cywilizacji. Nie dało się wykluczyć makabrycznej hipotezy, że wyścig zbrojeń, wytrzebiwszy życie, z resztkami wepchniętymi do schronów czy jaskiń, jest kontynuowany przez jego mechanicznych dziedziców.
Tego właśnie od pierwszych starć najbardziej obawiał się Steergard, chociaż się z tą koncepcją nie obnosił. Uważał za możliwy taki bieg wypadków historycznych, w którym żywą siłę zastępują przy sekularnej rozciągłości działań wojennych maszyny — nie tylko w Kosmosie, o czym się już przekonali — lecz i na planecie. Bojowe automaty, wyzbyte instynktu samozachowawczego, przeznaczone do walki samostraceńczej, niełatwo stałyby się stroną skłonną do jakichkolwiek pertraktacji z kosmicznym intruzem. C