Dane tekstu dla wyniku: 633
Identyfikator tekstu: IJPPAN_PolPr_TS00093
Tytuł: Plama na mapie i coś w sercu...
Wydawca: "Polskapresse". Oddział "Prasa Śląska"
Źródło: Trybuna Śląska
Kanał: #kanal_prasa_dziennik
Typ: #typ_publ
Autorzy: Dariusz Zalega,  
Data publikacji: 2001-07-27
Była kiedyś bogata wioska Zarzecze. Wielkością mogła równać się ze Strumieniem. Urokliwie rozpostarła się w nadwiślańskiej dolinie. Żyli w niej ludzie wolni i dumni. Była – bo od pół wieku przykrywają ją wody Jeziora Goczałkowickiego
Plama na mapie i coś w sercu... Mieszkańcy Zarzecza co roku spotykają się, by wspominać wydarzenia, które oznaczały koniec ich świata, gdy ich zagrody zostały zalane przez wody postępu. – Siedem lat temu pierwsze takie spotkanie ściągnęło tysiąc osób. Kolumna samochodów na drodze do zarzeckiego Domu Strażaka ciągnęła się cztery kilometry – wspominają Edward i Hermina Przemykowe, którzy właśnie przygotowują kolejną wystawę poświęconą Zarzeczu. – Mordujemy się z tym okrutnie, ale im dłużej działamy, tym ludzie bardziej chcą poznać historię naszej wioski – mówią. Przemykowie mieszkają na niezalanym skrawku dawnego Zarzecza, wciśniętym między zaporę, lasy i Chybie. ? ? ? „Kieszkej to snoci były wielgucne lasy. Każdy mog se te lasy karczowac i zamieniac na pole. Toz tu sie skludzali ludzie z inszych dziedzin, z gór starzy, jak już nie musieli naharować na pańskim, i każdy stawioł chałupinkę na jakim takim kąszczku pola, każdy chcioł umrzyć na swojej świętej ziemeczce i we swej budce. Nie było tu pana, a lasy i łąki były gminne”. Tak pisał najsłynniejszy zarzeczanin Ludwik Kobiela, zakochany w swojej ziemi rodzinnej, której poświęcił książkę „Żabi kraj”. Z powstaniem wioski wiąże się legenda przekazywana przez jej mieszkańców od wieków. Otóż w rozległych lasach księcia pszczyńskiego urządzano częste i wielkie polowania. Podczas jednego z nich zagubił się w gąszczu ulubiony rumak księcia. Szukano go bezskutecznie i książę obiecał nagrodę temu, kto odnajdzie konia. Nad brzegiem Wisły zobaczył go góral pasący tu stado owiec. Widząc bogato osiodłanego rumaka, domyślił się kto może być jego właścicielem i odprowadził go księciu. Ten, pomny swej obietnicy, zapytał go, czego chce w zamian. – Kawałka Zarzyczo – odparł góral, który osiedlił się na darowanej ziemi. ? ? ? Według historyków Zarzecze powstało prawdopodobnie już w XII wieku, choć pierwszy raz wieś wzmiankowano w dokumencie biskupa wrocławskiego w 1223 r. Na podstawie zachowanych do dziś cech gwary zarzyckiej – jedynej w swoim rodzaju, można sądzić, że podstawową grupę osiedleńców w Zarzeczu stanowili ludzie z przeludnionych terenów Śląska, i to w tym czasie, kiedy ich język posiadał cechy staropolskie. Odgrodzona od świata, z często występującą z brzegów Wisłą i gęstymi borami wieś przez długie wieki wiodła życie specyficzne, które sprawiło, że wyodrębniły się tu nigdzie indziej nie spotykane elementy folkloru i gwary (wśród zarzeczan mówi się Zorzycze, a nie Zarzecze). Zachowało się wiele zdjęć prezentujących jedną z oryginalnych zarzyckich tradycji. Młodych rekrutów dekorowano wstążeczkami i przepasywano biało-czerwonymi szarfami. Wyjątkiem w tym regionie było używanie w Zarzeczu moździerzy odpustowych. Gdy z 12 moździerzy huknęła salwa, to huk niósł się hen, aż po Strumień i każdy wiedział, że w Zarzeczu świętują. W Zarzeczu posługiwano się przezwiskami, bo nazwiska się powtarzały: Przemykowie, Kobiele, Krzempki, Pietrzyki, Dziendziele. Jak nie znałeś przezwiska, daremne mogło być twoje szukanie. – Roz dostałem banię od chłopa, którego źle skierowałem, bo nie powiedział, do którego Krzempka konkretnie jedzie – śmieje się wspominając przygodę Edward Przemyk. ? ? ? W końcu XVIII wieku większość Śląska przeszła pod władzę Prus, a granicą stała się na tych ziemiach Wisła. Zarzeczanie zaczęli z tego korzystać. Szybko i na masową skalę rozwinął się przemyt i – jak zapisano w kronice szkolnej – część zarzeczan zmartwiła się później przyłączeniem Górnego Śląska do Polski i zlikwidowaniem granicy. – Z podbielskich Kęt jechały furmanki wypełnione skórkami cielęcymi, na które był wielki popyt po drugiej stronie Wisły – wspomina 94-letni Franciszek Kopeć, mieszkający w Zabrzegu. Wisła oddzielała też dwa światy – szybko uprzemysławiający się Górny Śląsk, gdzie wielkimi krokami wchodził kapitalizm, i wciąż wiejski Śląsk Cieszyński. Z prawej strony Wisły były Cesaroki, charakteryzujący się radością życia, wspaniałymi zabawami, spontanicznością, a już na drugim brzegu mieszkali Prusoki, w opinii Cesaroków centusie i smętasy, choć była w tym i szczypta zazdrości, gdyż za Wisłą był jednak wyższy poziom życia. U progu XVIII wieku Zarzecze obszarowo i pod względem liczby ludności było największą wsią na Śląsku Cieszyńskim – liczyło ponad 250 budynków. O znaczeniu wsi stanowiły kościół, szkoła i gospody, a tych w tej wesołej społeczności było aż osiem, co kilometr jedna. Do dzisiaj pielgrzymki odwiedzają w kościele w Chybiu obraz Matki Boskiej Gołyskiej, która wywarła wielkie piętno na mieszkańcach Zarzecza. Samo pojawienie się obrazu nie było – zdaniem zarzeczan – przypadkowe. Pachołek od gospodarza Gzela targował się podczas pielgrzymki na Jasną Górę w 1764 r. ze straganiarzem o obrazek Matki Boskiej. Targowanie nic nie dało, a pachołek nie miał tylu pieniędzy i musiał wracać. Znienacka zerwał się wiatr i obrazek poleciał za zarzeczaninem. Kramarz zawołał: – Bierz go, kiedy sam za tobą leci. W Zarzeczu obrazek powieszono na lipie, a potem słupie. Ponoć przez wiele lat widziano nad tym słupkiem niezwykłą jasność na niebie. W końcu Matka Boska Gołyska, jak ją nazwano, doczekała się własnej kaplicy w zarzeckiej dzielnicy Gołysz. Obraz miał zasłynąć cudami, był pretekstem do organizowania hucznych odpustów. A wkrótce u samego cysorza Józefa II wyproszono zgodę na postawienie kościoła parafialnego w 1789 roku. Kościół ten stał się symbolem wioski. Na starych zdjęciach widać wiodącą do niego szeroką drogę, otoczoną wysokimi jak na wieś budynkami. ? ? ? Trzysta lat temu pojawili się w Zarzeczu pierwsi wędrowni nauczyciele. Byli to przeważnie weterani armii austriackiej, którzy zwolnieni z długoletniej służby wojskowej wędrowali po wsiach ucząc młodzież czytać i rachować. W 1788 r. powstała w wiosce pierwsza szkoła, która wkrótce okazała się za mała dla prawie 300 zarzeckich dzieci. I tu pomogła cesarska interwencja – podobno sam Franciszek Józef z własnej kiesy wysupłał 400 florenów na rozbudowę placówki. Potem zbudowano jeszcze jedną na Górnym Końcu, jak wdzięcznie i prosto nazwano zachodnią część Zarzecza. A gospody to były z prawdziwego zdarzenia: i wypić można było, i potańcować. W każdej wesoło grali, bo też wiele było tu rodzinnych kapel, w których grały całe pokolenia. – Nie było bijatyk, no chyba że z tymi z Łąki albo Wisły, ale z Zabrzegiem dobrze żyliśmy – wspomina Edward Przemyk. Kapele miały jednak konkurencję – żaby. Nie na darmo region ten zwano Żabim Krajem, tyle w nim stawów było, w których żaby miały istny raj. – W maju jak „regotały”, to aż przed dom się wychodziło, żeby posłuchać – mówi pan Edward. Błogosławieństwem, jak i przekleństwem Zarzecza były liczne powodzie. Ginął majątek, ale ziemia stawała się żyzna. Podczas powodzi w 1934 r. pomoc dla zalanego Zarzecza szła nawet z zagranicy. Wioska cierpiała jednak coraz bardziej na głód ziemi. Bogaci gospodarze dzielili majątek wśród synów, biedniacy musieli najmować się do prac ziemnych za groszowe płace. – W jednym pokoju trzeba było się gnieść w ośmioro. Zimą parobcy spali w chlewie, w lecie na strychu – opowiada Kopeć. Zarzecza nie ominęła więc fala chłopskiego strajku w 1936 r. brutalnie stłumionego przez policję. W 1939 r. Zarzecze liczyło 3 tysiące mieszkańców, 390 domów i słynęło ze wspaniałych koni, które poszły na zatracenie w nadchodzącej wojennej potrzebie. ? ? ? Kilka osób odcisnęło swoje piętno na historii Zarzecza. Na przykład Józef Pietrzyk, który zajmował się ziołolecznictwem. Leczył też kąpielami wodnymi i okładami, osiągając dobre wyniki, mimo prostoty zabiegów. Pomagał mu mikroklimat i urodzajna ziemia, dostarczająca mnóstwo leczniczych ziół. Ludwik Kobiela wspominał Jana Przewoźnika, który „nie chodził do szkoły w młodym wieku, a jednak własną pilnością oraz zamiłowaniem do czytania zdobył dużo wiadomości i wiedzą przerósł otoczenie”. Był on wielkim patriotą, a jego syn zaciągnął się do Legionów. W 1917 r. Przewoźnika osadzono w więzieniu w Ostrawie, a po zwolnieniu natychmiast zaangażował się w działalność patriotyczną. Wreszcie sam Kobiela, który urodził się w Zarzeczu w 1897 r. Wyrastał wśród zarzeckiego folkloru, który od razu przypadł mu do gustu. Był nauczycielem gimnazjalnym, członkiem związku literatów, a po wojnie wybrano go na prezesa Związku Literatów Polskich. Zmarł w grudniu 1945 r., pozostawiając dwóch synów: Bogumiła, słynnego aktora oraz Marka – inżyniera. ? ? ? Pierwszy projekt budowy zapory na Wiśle, choć mniejszej niż obecnie, powstał już w 1937 r. Do projektu wrócili Niemcy podczas okupacji – tym razem jednak miał powstać o wiele większy zalew, który pod wodą zostawiłby nie tylko Zarzecze, ale też Chybie i Strumień. Ostatecznie wykonawcą planu miały zostać władze nowej Polski. Zbiornik Goczałkowicki miał być jedną ze sztandarowych inwestycji planu sześcioletniego. Pierwsze po wojnie wieści o budowie zbiornika pojawiły się na początku 1948 r. Z początku mieszkańcy przyjęli to ze śmiechem: – Chyba wnuków wysiedlą – śmiali się po chałupach. Ale wiadomość okazała się prawdziwa. W 1950 r. Sejm zatwierdził budowę zbiornika, a rolników zamierzano osiedlić na Opolszczyźnie. Ludzie jednak buntowali się, nikt nie chciał wyjeżdżać na Ziemie Odzyskane. Kilkakrotnie wyjeżdżali z protestami do Warszawy. W końcu wywalczyli, że grunty dostaną w sąsiednich powiatach. W 1952 r. pod toporami drwali zaczęły padać wiekowe dęby, smukłe brzozy słynnych zarzeckich lasów. Teraz wszyscy mogli się przekonać, że nadszedł kres Zarzecza. Na przełomie 1953 i 1954 r. specjalne ekipy zaczęły przenosić zwłoki z zarzeckiego cmentarza do Chybia. Rodziny zmarłych mogły uczestniczyć w ekshumacji. Przyszła w końcu kolejka na ludzi. Do likwidacji przewidziano 338 gospodarstw w Zarzeczu, 161 w Zabrzegu oraz kilkadziesiąt w Łące, Wiśle Małej i Wielkiej, Strumieniu. Każdy właściciel gruntu otrzymał grunt zamienny, a jeżeli posiadał dom, to dostał materiał budowlany oraz pieniądze. Poszkodowani byli tylko bogaci gospodarze, którzy mieli po kilkanaście hektarów, za które dostali ledwo trzy i marne grosze. Rozrzuciło ich po 72 miejscowościach. Rozbierano kolejne budynki, wieś pustoszała. Ludzie mieli świadomość, że wkrótce zostanie tylko niebieska plama na mapie. Obraz Matki Boskiej Gołyskiej w uroczystej, przygnębiającej procesji odprowadzono do Kościoła Chrystusa Króla w Chybiu. Niektórzy nie chcieli odchodzić, jednego z mieszkańców, sparaliżowanego po pobycie w obozie koncentracyjnym, siłą musieli wyciągać z domu. Latem 1955 r. woda zaczęła zalewać wieś. Rok później zbiornik był pełny. Istnieje przepowiednia, znana przynajmniej od początków ubiegłego wieku, której pierwsza część już się spełniła – że na miejscu Zarzecza powstanie wielkie jezioro. Ale druga część przepowiedni głosi, że Matka Boska Gołyska wróci do Zarzecza, które sobie upodobała. Fachowcy nie dają szans legendzie, chociaż podczas suchszych lat poziom wody w jeziorze obniża się. W ubiegłym roku, gdy wody było mniej, Przemyk poszedł na ruiny swojego domu. Zawrócił jednak w połowie drogi. – Ci się stało? – zapytali. – Zapomniołem kluczy. Istnieje przepowiednia, znana przynajmniej od początków ubiegłego wieku, której pierwsza część już się spełniła – że na miejscu Zarzecza powstanie wielkie jezioro. Ale druga część przepowiedni głosi, że Matka Boska Gołyska wróci do Zarzecza, które sobie upodobała. Fachowcy nie dają szans legendzie, chociaż podczas suchszych lat poziom wody w jeziorze obniża się. Ocalić od zapomnienia Edward i Hermina Przemykowie (na zdjęciu), od lat zajmujący się historią Zarzecza, znaleźli się m.in. w finale ogólnopolskiego konkursu Małe Ojczyzny. Wydają w nakładzie 1700 egzemplarzy kwartalnik „Gazeta Zarzecka”, roczniki „Pamiętników Zarzeckich”, bogato udokumentowane zdjęciami, oraz książki poświęcone zalanej wiosce. Dotychczas ukazało się 12 książek, w tym pierwsze powojenne wydanie „Żabiego Kraju” Kobieli, tegoż autora zbiorek opowiadań „Awantury i przygody, które przeżył figlarz młody”, osnutych na psotach małego Bogumiła, syna Ludwika, a w tych dniach ma ukazać się najsłynniejsze dzieło Kobieli „Bastion, powieść z życia Polaków zaolziańskichk i krzyży przeniesionych w nowe miejsca z zalanej wioski (w bielskiej Kamienicy znalazłem krzyż i mówię właścicielom, że chcę go „zdjąć”, czyli – po zarzycku – zrobić zdjęcie, a ci mi o mało nie przywalili – wspomina pan Edward).
– Interesuje to ludzi, nam zaś zależy na tym, żeby ocalić od zapomnienia historię nadwiślańskiej wioski – mówi pani Hermina. Zarzecze stało się tematem kilkunastu prac dyplomowych i magisterskich. Na spotkania przyjeżdżają ludzie z Wrocławia, Warszawy, a nawet Berlina. Że pamięć o wiosce przetrwa, tego są pewni. Bo z upływem czasu Zarzecze będzie coraz bardziej magiczne, przetrwają tylko piękne i dobre wspomnienia. ?