W sadzie, gdzie zapowiadała się w tym roku klęska urodzaju i gdzie jeszcze wczoraj zastanawiałam się, czy nie trzeba będzie podeprzeć ciężkich gałęzi, teraz sterczały bezlistne kikuty z nielicznymi ocalałymi owocami. Problem został rozwiązany gruntownie. Tylko drzewa w głębi sadu ucierpiały trochę mniej.
Zielonooka straciła prawie wszystkie liście i jabłka. Leżały pod nią, zmieszane z gradowymi kulami - co za niezwykła mieszanka. Już mnie nie ochronisz przed deszczem i słońcem, nie poczęstujesz słodkim owocem. Nie w tym roku. Naprawdę, bardzo mi przykro,
jabłoneczko
.
Co się stało, babko, z twoim rajem? Wiem, że przedkładasz piękno ponad pożyteczność. Tak, to było piękne widowisko, niezwykłe! Cóż tam utracone owoce, rozstrzelane malwy! Urosną, odnowią się - należą do nudnej powtarzalności. Prawda? Ale taka chwila już się w moim życiu nie powtórzy.
|