Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: IJPPAN_k0RLG347
Tytuł:
Wydawca: Oficyna Wydawnicza Branta
Źródło: Pan wichrów i powiewów
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Martyna Żandarska-Ochnik,  
Data publikacji: 2008
Zbliżyłem się do wyspy. Trawa, jak zawsze ciemna i gęsta, czarne pnie olch i cisza. Opłynąłem wyspę dookoła i zawróciłem. Nie miałem tam czego szukać.
Deszcz nie padał od dawna. Aż któregoś popołudnia zrobiło się nieprzyjemnie gorąco i duszno. Słońce przeświecało przez mętny welon obrzmiałego powietrza. Snuliśmy się leniwie wokół domu, zanurzając się co pewien czas w jeziorze dla ochłody. Pod wieczór trudno już było oddychać, a niebo od wschodu zaciągnęło się siną chmurą. Siedzieliśmy na tarasie, gdy nagle wiatr targnął płótnem parasoli, tak że zdawało się, iż za chwilę pomkniemy niczym galeon po fali, razem ze wszystkimi talerzami, szklankami, rozłożonymi gazetami i otwartymi książkami. Woda w jeziorze zmarszczyła się i rozchlupotała w przybrzeżnym sitowiu. Szybko zbieraliśmy cały nasz majdan, złożyliśmy parasole i przenieśliśmy się do salonu, zamykając za sobą drzwi prowadzące na taras. Słychać już było szum wiatru w gałęziach drzew, widzieliśmy wierzchołki sosen na drugim brzegu chylące się pod naporem wiatru. Piotr otworzył kolejną butelkę wina. Lepiłem się od potu. Ociężałość i jakaś niezdrowa senność poczęły ogarniać wszystkich, bo pomału rozpraszaliśmy się po pokojach, szukając ukojenia w ciężkim śnie. Kiedy zamykałem oczy, słyszałem bębnienie pierwszych kropel deszczu o szyby i myślałem, jak to dobrze tak leżeć w ciepłym, suchym łóżku, a tam na zewnątrz niech dzieje się, co chce. Zasnąłem, ale budziłem się kilka razy, bo deszcz łomotał o szyby, jakby chciał je roztrzaskać w drobny mak, a pioruny odzywały się wciąż - to bliższą, to dalszą groźbą. Mysza spała jak suseł zwyczajnym sobie głębokim, zdrowym snem, pochrapując z lekka.
Świtało już, kiedy zbudziło mnie pragnienie. Poszedłem do łazienki i piłem wprost z kranu czystą, lodowata wodę. Zbliżyłem się do okna, żeby ocenić rozmiar strat po burzy. Na brzegu leżała jedna gałąź olchowa, niebo zdawało się chłodne i mętne. Nagle tuż obok kępy sitowia rosnącej przy zejściu do wody dostrzegłem ruch. Wyostrzyłem wzrok. Po chwili z jeziora wynurzyła się postać. Była to jakaś dziewczyna, której nie znałem. Kiedy stanęła na brzegu, zobaczyłem, że jest całkiem naga. Na jej bladyc