"Przybyła wówczas pewna dama z Czerwonego Krzyża. (...)
Była wprost prześliczna, a wywodziła się z polskiej rodziny
szlacheckiej
. Miała słodki głos, godny anielskich chórów, dlatego też ciężko ranni, słysząc jego brzmienie, zwracali czym prędzej ku niej swe gasnące źrenice, przekonani, iż widzą Madonnę [...]
Mony śledził ją bacznie i niebawem mógł stwierdzić, że palce jej zatrzymywały się w ranach pacjentów o wiele dłużej, niż to było potrzebne.
|